W nocy z 30 kwietnia na 1 maja całe Niemcy świętowały rozszerzenie Unii Europejskiej równie hucznie, jak państwa przystępujące do Wspólnoty. Główne uroczystości odbyły się, oczywiście, w Berlinie, gdzie na wielkiej gali zorganizowanej na tę cześć wystąpiły wszystkie największe osobistości Niemiec.
Obawa przed konkurencją
i wydatkami...
Wszystko to zaledwie trochę przyćmiło towarzyszące Niemcom obawy w związku z rozszerzeniem jeszcze sprzed 1 maja. Artykuły prasowe i programy telewizyjne mówią bowiem o prawdopodobnym nadchodzącym wypieraniu niemieckich, drogich pracowników przez tanią i dobrze wykwalifikowaną siłę roboczą ze Wschodu. Dzieje się to pomimo ciągłego powtarzania o istnieniu okresów przejściowych i wciąż nowych badań naukowych, potwierdzających, że napływ pracowników z nowych krajów Unii będzie wręcz marginalny. Jak pisał ostatnio "Die Zeit", berliński Deutsches Institut für Wirtschaftsforschung (DIW) prognozuje, że w pierwszym roku pełnej mobilności siły roboczej między Niemcami a wschodnimi sąsiadami (czyli co najmniej za 3 lata) napływ może wynieść maksymalnie 160 tys. osób. W ciągu kolejnych 5 lat liczba ta w skali roku ma się zmniejszyć do 135 tys. Naukowcy z DIW podkreślają jednocześnie, że liczba ta jest o wiele za mała, aby mieć jakikolwiek negatywny wpływ na niemiecki rynek pracy lub spowodować spadek płac.
Niemiecki tygodnik "Focus" na przełomie marca i kwietnia podał natomiast na podstawie różnych źródeł, że rozszerzenie może kosztować budżet unijny nawet 37,5 mld euro, a same Niemcy mogą zapłacić aż 9 mld euro. Niemiecki rząd odrzucił ostatnio propozycję Komisji Europejskiej, zakładającą zwiększenie budżetu Unii z obecnych 100 mld euro do 143 mld euro w roku 2013. Obawiano się mianowicie, że obciążenie Niemiec mogłoby w związku z tym wzrosnąć nawet o 70%.