Problem redystrybucji w finansach publicznych jest o wiele starszy niż ostatnie deficyty i bolączki budżetowe Polski czy pamięć najstarszych górali. Od zawsze rządzący zajmowali się odpowiedzialną kwestią, jak dzielić to, co wspólne (czyt. publiczne), aby zadowolić "odpowiednio wielu" i wykonać to "odpowiednio sprawiedliwie". W ostateczności wobec pozostałych stosowane były mniej bądź bardziej demokratyczne sposoby przekonywania do bycia zadowolonym. Z drugiej strony, błąd po stronie władającego mógł zakończyć się jego dramatycznym usunięciem. Historia pokazuje, że opanowanie tego mechanizmu nie było takie łatwe.
Uproszczoną wersję tego przypadku dostarcza nam akademicki przykład małego pirackiego statku, gdzie herszt i jego czterech kompanów mają do podziału 100 złotych monet. Najstarszy stopniem z piratów proponuje podział wspólnego majątku. Jeżeli większość akceptuje taki podział, to zostaje on przyjęty. W przeciwnym razie osoba proponująca podział jest wyrzucana ze statku, a jej miejsce zajmuje kolejna osoba w hierarchii. Gra toczy się do momentu, aż podział zostanie zaakceptowany lub pozostanie tylko jedna osoba.
Główny herszt, jako osoba szlachetna, ale i praktyczna, będzie się starać, po pierwsze, zachować swoje życie. Jego drugim celem będzie uzyskanie jak największej części skarbu w proponowanym podziale. A możliwości podziału jest wiele, na przykład:
a) altruizm w obronie życia: Intuicja podpowiadałaby, iż całkowita rezygnacja z partycypacji w łupie to najprostsza metoda zachowania życia przez herszta.... Ale czy można nie tylko zachować życie, ale również dostać choć symboliczny udział w majątku?
b) po równo: Jeżeli każdy otrzymałby po tyle samo, to czy ktokolwiek zaneguje, że podział jest niesprawiedliwy? Prawdopodobnie nie.... Ale czy wówczas herszt z racji swojej odpowiedzialnej funkcji nie powinien dostać za to jakiejś premii?