W połowie września ogłoszono wyniki ratingu Spółek Godnych Zaufania. Inwestorzy instytucjonalni oceniali przestrzeganie w nich zasad dobrych praktyk. Inwestorzy indywidualni nie podzielili opinii zawodowców. Rating wśród nich wzbudził spore emocje.
Warunkiem powodzenia ratingu było oparcie się na obiektywnych faktach, opiniach ludzi, którzy są zawodowcami. Inwestorzy indywidualni, o których pani mówi, stanowią - według danych giełdowych - około 20% ogółu. Nie przedstawiają zatem reprezentatywnej grupy nabywczej w zakresie obrotu giełdowego. Poza tym mają dość ograniczone oceny i rozbieżne interesy. Siłą rzeczy, jedyną grupą zawodowo zajmującą się rynkiem jest grupa inwestorów instytucjonalnych, którzy mają swój aparat badawczy, swoich analityków, swoje opinie. Naszym celem nie była ocena czy klasyfikacja ale kwalifikacja. Cieszymy się, że rating wzbudził tak duże zainteresowanie. W trakcie ogłaszania wyników zapowiedzieliśmy, że każda ze spółek, która chce poznać swój profil, dokładną ocenę na tle innych, może od nas otrzymać informacje szczegółowe. I muszę przyznać, że najbardziej nas cieszy liczba zgłoszeń. Spółki chcą mieć indywidualny profil, co znaczy, że zaczynają zauważać swoją obecność na rynku również z punktu widzenia inwestorskiego. I to nie ważne czy indywidualnego, czy instytucjonalnego. Ten drugi działa przecież z korzyścią dla tego pierwszego.
W zeszłym roku objęliśmy oceną mniej spółek (54), w tym było ich 65. W zeszłym roku o profil zapytały 4 spółki, a zamówiła jedna. W tym niemalże wszystkie. I dostaną bardzo wartościowy materiał dzięki kryteriom, które były podstawą oceny. Jedną rzecz od razu chcę sprostować - rating nie jest podstawą do inwestowania. Ktoś, kto chciałby zainwestować w spółki pięciogwiazdkowe, może popełnić błąd, bo jak życie pokazuje, nie odniosły spektakularnego sukcesu przekładającego się na wycenę. I odwrotnie, niektóre spółki jednogwiazdkowe, mimo kiepskiej oceny w zakresie przestrzegania ładu korporacyjnego, radziły sobie całkiem dobrze lub wręcz spektakularny sukces zanotowały.
Czyli rating właściwie nie ma znaczenia dla rynku? To taka sobie zabawa zarządzających?
Nie, nie, nie. Rating ma ogromne znaczenie na postrzeganie przez tych, którzy decydują o zakupach i sprzedaży. Dla tych, którzy mają w swoim zarządzaniu prawie 100 mld zł. W sprzyjających warunkach rynkowych, podczas hossy, trudno zauważyć, jak wpływa na wycenę. Ale na spokojnym rynku, w trendzie bocznym albo przy głębokiej bessie widać, jak postrzeganie wpływa na wycenę. Jedna z gazet chciała udowodnić tezę, że rating nie pomógł spółkom. Pokazała nawet wykres z 12 miesięcy. To nie tak. My rozmawiamy o cywilizowanych relacjach inwestorskich, które działają w długim czasie. Jednogwiazdkowe spółki, jak Prokom, KGHM mogą być pewne, że ich wysiłki zostaną dostrzeżone. Tak jak mogą być pewne spółki pięciogwiazdkowe, że nie umkną uwadze kapituły ich błędy. Ład korporacyjny, zasady dobrych praktyk, przekładają się na kulturę spółki, zaufanie, ocenę ryzyka, a w efekcie na wycenę. Wszystkie spółki przedstawiają fantastyczne prognozy. Problemem inwestorskim jest, komu uwierzyć. Żaden z naszych oponentów nie zaneguje faktu, że zarządy spółek, prezesi otrzymują kredyt zaufania, specjalną premię za rzetelne działania na rynku. A ci którzy oszukali, byli nierzetelni, mają dyskonto. Z jednej i drugiej strony mamy przecież ludzi.