Zaufanie inwestorów przekłada się na premię dla spółki

Z Maciejem Grelowskim, prezesem Polskiego Instytutu Dyrektorów, rozmawia Lidia Zakrzewska

Publikacja: 29.09.2005 08:36

W połowie września ogłoszono wyniki ratingu Spółek Godnych Zaufania. Inwestorzy instytucjonalni oceniali przestrzeganie w nich zasad dobrych praktyk. Inwestorzy indywidualni nie podzielili opinii zawodowców. Rating wśród nich wzbudził spore emocje.

Warunkiem powodzenia ratingu było oparcie się na obiektywnych faktach, opiniach ludzi, którzy są zawodowcami. Inwestorzy indywidualni, o których pani mówi, stanowią - według danych giełdowych - około 20% ogółu. Nie przedstawiają zatem reprezentatywnej grupy nabywczej w zakresie obrotu giełdowego. Poza tym mają dość ograniczone oceny i rozbieżne interesy. Siłą rzeczy, jedyną grupą zawodowo zajmującą się rynkiem jest grupa inwestorów instytucjonalnych, którzy mają swój aparat badawczy, swoich analityków, swoje opinie. Naszym celem nie była ocena czy klasyfikacja ale kwalifikacja. Cieszymy się, że rating wzbudził tak duże zainteresowanie. W trakcie ogłaszania wyników zapowiedzieliśmy, że każda ze spółek, która chce poznać swój profil, dokładną ocenę na tle innych, może od nas otrzymać informacje szczegółowe. I muszę przyznać, że najbardziej nas cieszy liczba zgłoszeń. Spółki chcą mieć indywidualny profil, co znaczy, że zaczynają zauważać swoją obecność na rynku również z punktu widzenia inwestorskiego. I to nie ważne czy indywidualnego, czy instytucjonalnego. Ten drugi działa przecież z korzyścią dla tego pierwszego.

W zeszłym roku objęliśmy oceną mniej spółek (54), w tym było ich 65. W zeszłym roku o profil zapytały 4 spółki, a zamówiła jedna. W tym niemalże wszystkie. I dostaną bardzo wartościowy materiał dzięki kryteriom, które były podstawą oceny. Jedną rzecz od razu chcę sprostować - rating nie jest podstawą do inwestowania. Ktoś, kto chciałby zainwestować w spółki pięciogwiazdkowe, może popełnić błąd, bo jak życie pokazuje, nie odniosły spektakularnego sukcesu przekładającego się na wycenę. I odwrotnie, niektóre spółki jednogwiazdkowe, mimo kiepskiej oceny w zakresie przestrzegania ładu korporacyjnego, radziły sobie całkiem dobrze lub wręcz spektakularny sukces zanotowały.

Czyli rating właściwie nie ma znaczenia dla rynku? To taka sobie zabawa zarządzających?

Nie, nie, nie. Rating ma ogromne znaczenie na postrzeganie przez tych, którzy decydują o zakupach i sprzedaży. Dla tych, którzy mają w swoim zarządzaniu prawie 100 mld zł. W sprzyjających warunkach rynkowych, podczas hossy, trudno zauważyć, jak wpływa na wycenę. Ale na spokojnym rynku, w trendzie bocznym albo przy głębokiej bessie widać, jak postrzeganie wpływa na wycenę. Jedna z gazet chciała udowodnić tezę, że rating nie pomógł spółkom. Pokazała nawet wykres z 12 miesięcy. To nie tak. My rozmawiamy o cywilizowanych relacjach inwestorskich, które działają w długim czasie. Jednogwiazdkowe spółki, jak Prokom, KGHM mogą być pewne, że ich wysiłki zostaną dostrzeżone. Tak jak mogą być pewne spółki pięciogwiazdkowe, że nie umkną uwadze kapituły ich błędy. Ład korporacyjny, zasady dobrych praktyk, przekładają się na kulturę spółki, zaufanie, ocenę ryzyka, a w efekcie na wycenę. Wszystkie spółki przedstawiają fantastyczne prognozy. Problemem inwestorskim jest, komu uwierzyć. Żaden z naszych oponentów nie zaneguje faktu, że zarządy spółek, prezesi otrzymują kredyt zaufania, specjalną premię za rzetelne działania na rynku. A ci którzy oszukali, byli nierzetelni, mają dyskonto. Z jednej i drugiej strony mamy przecież ludzi.

Z jednej strony mamy ludzi i z drugiej strony mamy ludzi. Ci ludzie mają pamięć...

Zgadzam się. To normalne, że jeśli się sparzyli, będą uważać. Na szczęście ich ocena podlega też weryfikacji. Jeżeli pamięć przeważy nad rozsądkiem i obiektywizmem, kolejne edycje ratingu mogą okazać się niewiarygodne. To będzie dla nas i dla oceniających największą karą. Mnie cieszy jedno - wzbudziliśmy dyskusję. Wywołaliśmy samoocenę.

Samoocenie powinny podlegać przede wszystkim rady nadzorcze. Ten element nadal jest oceniany negatywnie. I w tym, i w ubiegłym roku inwestorzy instytucjonalni byli niezadowoleni ze składu rad. Ocena w skali od -5 do +5 była minusowa.

To prawda i od razu podkreślę, że tu idzie też walka o drobnych akcjonariuszy. Często jest tak, że rada jest zdominowana przez przedstawicieli akcjonariusza większościowego, a ten może mieć zupełnie odwrotne interesy niż drobny. Może nie zależeć mu na podnoszeniu wartości spółki, a transferowaniu pieniędzy, czy innych operacjach które w końcowym efekcie dają mu satysfakcjonujące dochody. Inwestor instytucjonalny jak się nie upomni o swojego reprezentanta, to nikt nie pomyśli w trakcie wyborów, żeby taki punkt zgłosić pod obrady.

Ładnie to brzmi, panie prezesie. Ale Instytut, współtworząc ład korporacyjny, zasady dobrych praktyk, wziął na siebie obowiązek edukacyjny, popularyzatorski. I co? Nadal rzeczywistość skrzeczy. Tegoroczna ocena, nieco lepsza od ubiegłorocznej, nadal jest niedostateczna.

Proszę zwrócić uwagę, że to Instytut wywalczył zapis dotyczący niezależnych przedstawicieli w radach. Po drugie, giełda, która wprowadziła tę zasadę, zażądała raportowania. I to się dzieje. Dziś wiemy, że około 60 spółek jej przestrzega. Co to znaczy niezależny członek rady? Niezależny to - według nas - niezależny od wpływów zarządu, dominującego akcjonariusza i spółki. Poza tym mamy, jako Instytut, do końca roku utworzyć korpus niezależnych kandydatów na członków rad nadzorczych. Dlaczego? Dziś problemem jest informacja, komunikacja. Mamy wielu specjalistów z jednej strony i sporo spółek z drugiej, które szukają odpowiednio przygotowanych ludzi. Taka lista pozwoli obie strony kojarzyć.

Wróćmy do ratingu. Oceny były zbierane od listopada 2004 do lutego 2005. Rynek poznał wyniki dopiero w połowie września. Dlaczego tak późno?

Fakt, można sceptycznie podchodzić do rozminięcia się czasu oceny i podania jej do publicznej wiadomości. Jednak jesteśmy nieco usprawiedliwieni. Instytut dotknęły dramatyczne wydarzenia, potem były wakacje. Wyciągamy wnioski i chcemy zaproponować kapitule, by rating 2006 był przygotowywany od stycznia do czerwca, a ogłoszony we wrześniu. Chcemy z tego uczynić powakacyjne otwarcie rynku.

Prezes Lis zapowiadał swego czasu, że podobny rating stworzą inwestorzy indywidualni. Czy dziś może pan powtórzyć podobne zdanie?

Jeżeli SII przedstawi sposób, obiektywną miarę, które pozwolą opracować rating - serdecznie zapraszam. Instytut może dać swój autorytet, umożliwić proces organizacyjnie. Nie ukrywam jednak, że dość sceptycznie podchodzę do tego tematu. Inwestorzy indywidualni nie mają aparatu badawczego, metodologii, które zapewniłyby obiektywną ocenę.

Dziękuję za rozmowę

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego