Zbigniew Mrowiec: Sekundę. Uporządkujmy dyskusję. Rozmawiamy o dwóch kwestiach: o best execution i przejrzystości, o transparencji w przypadku przede wszystkim transakcji bezpośrednich. Zgadzam się z prezesem Rozłuckim - nie ma sporu, jeśli chodzi o best execution. To jest sterowane przez Unię, zasada została przyjęta z dyrektywy
MiFID. Nie ma innej reguły, która mogłaby zadziałać w dłuższym okresie. Jeśli chodzi o przejrzystość post trade, o meldowanie rynkowi tego, co się wydarzyło np. w transakcjach bezpośrednich czy ASO, to pełna przejrzystość post trade jest przewidziana. Wszystkie transakcje z cenami, z wolumenami, mają być raportowane.
Wiesław Rozłucki: W jakim czasie, Panie przewodniczący, w jakim czasie?
Zbigniew Mrowiec: Nie wszystko online. Nie można traktować jednakowo zasadniczo różnych sytuacji.
Wiesław Rozłucki: I to są te szczegóły, o których trzeba dyskutować. Również jeżeli chodzi o best execution też nie jest to jasne, bo firmy inwestycyjne powinny mieć tak zwaną politykę realizacji zleceń.
Zbigniew Mrowiec: Ale my to mamy na naszym rynku w regulaminach domów maklerskich. Nie ma potrzeby zmian w tym zakresie, podlega to również kontroli.
Wiesław Rozłucki: Cała nasza dyskusja zmierza w kierunku przyszłości. Chodzi o to, aby w przyszłej architekturze rynku inwestorzy mieli praktycznie taką pozycję i warunki zawierania transakcji jak dziś. Trudno to będzie osiągnąć, ale jest to możliwe. To będzie decydować o jakości i konkurencyjności naszego rynku. Korzystajmy z dyskusji, która toczy się w każdym kraju europejskim, aby końcowy rezultat był porównywalny z tym, co mają inwestorzy teraz, żeby nie powiedzieli, że dekoncentracja coś pogorszyła.
Zbigniew Mrowiec: Sporu nie ma co do zasad, co najwyżej co do środków i szczegółów. Na przykład w kwestii płynnych papierów zaproponowaliśmy Komisji Europejskiej wprowadzenie czegoś, co można nazwać kryteriami narodowymi, specyficznymi dla danego rynku.
Wiesław Rozłucki: To chyba nie przeszło.
Zbigniew Mrowiec: Nie całkiem. Wchodząc na tę debatę dostałem informację, że ze strony angielskiej jest proponowany pewien miks: podwyższenie wspólnych europejskich kryteriów pozwalających na uznanie spółek za płynne z jednej strony, z drugiej dopuszczenie kryteriów narodowych, które pozwalają uznać przynajmniej pięć spółek na każdym rynku za płynne.
Wiesław Rozłucki: To chyba z powodu naszego pisma. Oficjalnie napisaliśmy do Komisji, że na naszych rynkach będzie między zero a pięć płynnych spółek.
Maria Dobrowolska: Po pierwsze, należy wyjaśnić, do czego są potrzebne kryteria płynności. Zgodnie z projektem rozporządzenia w przypadku, gdy przedmiotem transakcji bezpośrednich są płynne papiery wartościowe, na dom maklerski zostały nałożone obowiązki ciągłego kwotowania, tj. upowszechniania cen, po jakich transakcje te mogą być przez dom maklerski zawarte wraz z gotowością zawarcia transakcji o danej wartości. Zaproponowane w projekcie kryteria uznawania papierów wartościowych za płynne są w opinii domów maklerskich niewłaściwe i nieadekwatne do poziomu rozwoju naszego rynku. Kryteria te (średni obrót z 10 sesji w wysokości 1 mln zł i wartość rynkowa nie mniejsza niż 250 mln zł) zostały zaczerpnięte z rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie pożyczania papierów wartościowych. W czasie gdy je wprowadzano (w 1999 r.), kryteria te spełniało 13 papierów wartościowych notowanych na GPW, a więc nawet nie wszystkie papiery wartościowe wchodzące w skład indeksu WIG20 uznawano za papiery płynne. Na dzień 30 września bieżącego roku, według tego kryterium, za płynne należałoby uznać kilkadziesiąt spółek. W tym są papiery, na których obrót nie przekracza 10 sztuk na poszczególnych sesjach. Nakładanie na domy maklerskie obowiązku ciągłego kwotowania takich papierów wartościowych, pomijając nawet kwestię kosztów z tym związanych, jest niebezpieczne dla firm inwestycyjnych i ich klientów.
Odpowiedzialne kwotowanie takich papierów jest niemożliwe, a odnoszenie się do aktualnej ceny rynkowej jest mylące.
Nie ma obowiązku zawierania transakcji poza rynkiem regulowanym. Gdy klienci danego domu maklerskiego będą sobie życzyć, by wszystkie papiery z transakcji bezpośrednich były kwotowane, dom maklerski albo spełni to życzenie, albo, jeśli uzna to za niebezpieczne, nie będzie świadczył tej usługi.
Wiesław Rozłucki: Nie tak łatwo jest kwotować.
Maria Dobrowolska: Kwotowanie niepłynnej spółki wiąże się nie tylko z techniczną trudnością i kosztem ale również z ryzykiem inwestycyjnym. Animatorzy skarżą się, że przy opadającym rynku bezwiednie stają się inwestoraWiesław Rozłucki: Zgadzam się, że można kwotować profesjonalnie tylko płynne spółki. Kwotowanie małych spółek przy sensownym spreadzie jest ryzykowne dla domów maklerskich.
Maria Dobrowolska: Nie ma obowiązku zawierania transakcji poza rynkiem regulowanym.
Marcin Dyl: Podstawowe zadanie, jakie stoi przed wszystkimi, przed uczestnikami i przed regulatorem, to odejście od koncepcji: jestem pilnym uczniem i wszystko implementuję z regulacji unijnych jako pierwszy. Wcześniej, wiele państw o słabszych rynkach spośród krajów starej Unii celowo nie implementowało pewnych rozwiązań, żeby w ten sposób bronić się przed konkurencją rynków silniejszych. Rozwiązania z dyrektyw, które uprzywilejowują z punktu widzenia struktury i architektury rynku, rynki silniejsze i bardziej stabilne, a które szybko staramy się wprowadzić, doprowadzają do tego, że sami zakładamy sobie pętlę na szyję. Stajemy się mniej konkurencyjni od rynków silnych. Nie musimy być pierwsi w zakresie implementacji, możemy to zrobić z poślizgiem rocznym, dwuletnim. Odpowiedź na pytanie, czy inwestorzy chcą kwotowania, czy też nie... jest banalnie prosta. Inwestorzy chcą, żeby rynek dawał cenę rynkową, cenę, która jest rynkowa.
Lidia Zakrzewska: Dobrze, tylko jak sprawdzą czy cena jest rynkowa? Nie dysponują przecież takimi narzędziami, które pozwolą im skontrolować transakcję pod kątem best execution.
Zbigniew Mrowiec: Długo można dyskutować, jak rozumiemy best execution... Może to być najlepsza cena, ale dla niejednego inwestora dużo ważniejsza może być kwestia szybkości zawarcia transakcji.
Marcin Dyl: Z punktu widzenia inwestorów instytucjonalnych, czy to funduszy inwestycyjnych czy funduszy emerytalnych, patrzenie na rynek jest patrzeniem statycznym i dynamicznym. Do tej pory była mowa tylko i wyłącznie o ujęciu dynamicznym, tzn. chcę kupić i sprzedać papier. Z punktu widzenia funduszy inwestycyjnych, dużo większą, porównywalną albo nawet ważniejszą cechą jest ujęcie statyczne, tzn. - jaka jest cena rynkowa, a nie jaka jest cena transakcyjna. Bo potrzebują ceny rynkowej, nie tej, po której mogą zawrzeć transakcję na dziesięć akcji, tylko tej, po której będą w stanie upłynnić swoje aktywa rynkowe i na podstawie której mogą wycenić, ile fundusz jest wart. Cena wynikająca z kwotowania jest ceną jednorazową dla danej transakcji.
Zbigniew Mrowiec: Dlatego zastanawiamy się nad pojęciem płynności, żeby stwierdzić, gdzie kwotowanie ma sens i jest przydatne dla inwestorów, a gdzie byłoby tylko i wyłącznie udawaniem przejrzystości.
Aleksander Chłopecki: Uporządkujmy dwie rzeczy, które na pewno są oczywiste, tzn. akty wykonawcze i dyrektywę MiFID, która nie jest formalnie implementowana. Przyjmując już teraz jakiekolwiek ostateczne rozwiązania, wyskakujemy niejako przed orkiestrę, bo nie mamy pewności co do ostatecznych rozwiązań unijnych. Jednocześnie mamy poważny dylemat. Czy transakcje powinny być realizowane po cenie z rynku regulowanego, jak np. przyjmują Niemcy? Czy ma być to inna zasada? Mam wiele prostych pytań, na które należałoby odpowiedzieć w interesie wszystkich, bo to nie jest gra o sumie zerowej, że dom maklerski zyska, a giełda straci. W pewnym momencie pan prezes Rozłucki albo Krajowy Depozyt będą zmuszeni podnosić opłaty, bo będą mieć problemy finansowe.
Wiesław Rozłucki: Nie, nie.
Aleksander Chłopecki: To była prowokacja, ale pokazująca, że tu jest pewnego rodzaju zbieżny interes, również inwestorów. Mamy niedookreślony co do treści MiFID, mamy nieskończone akty wykonawcze do tej Dyrektywy, mamy w projekcie rozporządzenia sprzeczne sformułowania, mówiące, że cena instrumentu finansowego może być różnicowana w zależności od rozmiaru transakcji, a jednocześnie, że powinna odzwierciedlać cenę na rynku regulowanym. Nie wiem, jak mają się do siebie te przepisy, bo być może cena powinna być w takim razie podobna?
Zbigniew Mrowiec: Nie można małego i dużego pakietu na rynku, nawet regulowanym, bez odpowiednio dużej płynności sprzedać po tej samej cenie...
Aleksander Chłopecki: Nie chciałem, żeby pan przewodniczący Mrowiec uznał to za jakąś ostrą krytykę. Sięgnąłem, jako do pierwszych z brzegu, do regulacji niemieckich i znalazłem zupełnie inne rozwiązania od zapisanych w projekcie rozporządzenia. Dlatego uważam, że wprowadzanie tego typu rzeczy powinno być poprzedzone długą i rozsądną analizą tego, co jest w innych krajach, i poczekaniem na to, co będzie w Unii Europejskiej.
Zbigniew Mrowiec: Powinniśmy podyskutować, sprawdzać co się dzieje w regulacjach europejskich. Regulatorowi rynku zależy na porozumieniu środowiska. Nie chcemy narzucać regulacji, które będą krytykowane i odrzucane przez wszystkich.
Jarosław Dominiak: Inwestor indywidualny przychodzi z prywatnymi pieniędzmi. Dla niego bezpieczeństwo i cena to komfort, do którego się przyzwyczaił. Wierzę w mądrość rynku, w wspólne działanie dwóch instytucji: domów maklerskich i giełdy, dla dobra klientów. Inaczej inwestorzy zagłosują nogami.
Wiesław Rozłucki: Myślę, że nie wszyscy do końca rozumiemy, o co jest gra. Podam przykład. Kilka miesięcy temu brytyjskie banki inwestycyjne zaproponowały, by uznać, że przez pierwszych 6 miesięcy po ofercie każdy papier z definicji jest niepłynny. To znaczy, że nawet jak ktoś go kwotuje, nie musi podlegać rygorom przejrzystości, nie musi podawać tych kwotowań. W związku z tym, największe w ostatnim czasie polskie oferty, np. PGNiG czy PKO BP, byłyby klasyfikowane jako nieprzejrzyste. Każdy bank mógłby przez 6 miesięcy oferować akcje bez obowiązków przejrzystości. Gdyby się do niego zadzwoniło i zapytało: po ile, mógłby każdemu powiedzieć co innego. Nie sądzę, żeby jakikolwiek polski inwestor dostał najlepsze kwotowania. Dlatego kwotowania nieprzejrzyste są bardzo groźne dla całego rynku, a już dla inwestorów indywidualnych na pewno. Stąd walka o przejrzystość. Widać tutaj i płynne akcje, i market making i kwotowanie.
Maria Dobrowolska: W naszych projektowanych regulacjach nie ma takiego pomysłu, żeby spółkę po przeprowadzeniu oferty publicznej uznać przez pół roku za niepłynną.
Lidia Zakrzewska: Panie mecenasie, czy obecne rozporządzenia są dla rynku niebezpieczne?
Paweł Rymarz: Przejrzystość, transparentność rynku jest wartością, którą trzeba chronić ponad wszystko, i to jest rola regulatorów. Jeśli chodzi o best execution, klienci przy mojej pomocy sobie poradzą. Zostaną pozwane dwa, trzy domy maklerskie i wszystko się "wyreguluje". Praktyka nie zapewni transparentności. Best execution prawdopodobnie tak, bo inwestor będzie wiedział przy transparentnym rynku, kiedy został skrzywdzony, a kiedy nie. Kiedy dom maklerski w transakcji bezpośredniej mu służył, a kiedy nie.
Lidia Zakrzewska: Proszę o podsumowanie.
Zbigniew Mrowiec: Okazuje się, że w poglądach jesteśmy stosunkowo blisko. Nie kwestionujemy wspólnych zasad. Jeśli chodzi o szczegóły, myślę, że są to sprawy, w których możemy się szybko porozumieć. Powinniśmy tylko dalej rozmawiać z sobą.
Maria Dobrowolska: Nie bójmy się wprowadzać nowych rozwiązań, bo praktyka jest bardzo ważną metodą tworzenia efektywnego rynku. Pozwólmy wypowiedzieć się inwestorom właśnie na podstawie praktycznych doświadczeń, co jeszcze należy zmienić i w jaki sposób dostosować niektóre regulacje. Nie starajmy się wyprzedzać inwestorów i myśleć za nich, bo niekoniecznie musimy mieć rację. Domy maklerskie, tzn. członkowie giełdy, nie mają interesu, by doprowadzić do tego, żeby rynek regulowany był nieefektywny. Ale może być bardzo źle, jeżeli wprowadzane regulacje spowodują, że transakcje poza rynkiem regulowanym będą tylko na papierze. Jeśli zostawimy taką niszę, obrót może wyciec w sposób zupełnie niekontrolowany przez robienie ASO z wykorzystaniem np. omnibus account.