Budżet albo wybory

Z punktu widzenia stabilności polityki fiskalnej bardziej istotne znaczenie będą mieć budżety na rok 2007 i lata następne

Publikacja: 14.12.2005 07:53

Sejm rozpoczął prace nad zmodyfikowanym przez nowy rząd projektem budżetu na przyszły rok. Według zapewnień premiera, zostanie uchwalony do 17 lutego. Głosowanie nad budżetem będzie też pierwszym poważnym testem na spójność parlamentarnej koalicji partii, które poparły rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Przedstawiciele PiS, starając się zwiększyć szanse na uchwalenie ustawy budżetowej, postraszyli mniejsze partie perspektywą wcześniejszych wyborów, gdyby ustawa nie zyskała poparcia większości posłów. Ostatnie wyniki sondaży opinii publicznej jasno pokazują, że na wcześniejszych wyborach oprócz PiS (i w mniejszym stopniu Platformy Obywatelskiej) żadna z partii nie skorzysta. Dlatego ryzyko nieuchwalenia budżetu w terminie wydaje się teraz znikome.

Moim zdaniem, uchwalenie budżetu przez Sejm nie oznacza jednak, że w przyszłym roku do wcześniejszych wyborów na pewno nie dojdzie. Nie sądzę, co prawda, żeby stało się to już 14 maja (ta data pojawiła się ostatnio w doniesieniach prasowych), ale być może jesienią, razem z wyborami samorządowymi. Jeżeli pozycja PiS w sondażach nadal będzie rosnąć, zwłaszcza kosztem mniejszych partii, wcześniejsze wybory nie będą dla braci Kaczyńskich specjalnym zagrożeniem. Do takiego scenariusza przekonuje kilka przesłanek.

Po pierwsze, przyszły rok wydaje się dość łatwy dla rządu. Gospodarka przyspiesza, rośnie zatrudnienie, a ewentualne koszty szybszego rozwoju (wyższa inflacja) nie pojawią się dostatecznie szybko, by wywołać np. zaostrzenie polityki pieniężnej. Dodatkowo emerytury i renty wzrosną o skumulowaną inflację za dwa ostatnie lata, czyli o ok. 6%, co zwiększy bardziej odczuwalnie siłę nabywczą gospodarstw emerytów i rencistów. A to na pewno nie przysporzy rządowi przeciwników.

Po drugie, rok 2007 nie musi być już taki prosty dla rządu (a zwłaszcza mniejszościowego), biorąc pod uwagę prawdopodobne osłabienie globalnego tempa wzrostu gospodarczego, co może również uderzyć w Polskę. Za dwa lata nie będzie również indeksacji świadczeń społecznych w skali porównywalnej z 2006 rokiem. Pozycja PiS w sondażach może więc zacząć słabnąć, a z nią również pozycja tej partii w parlamencie. Dla uchwalenia budżetu na 2007 rok PiS musiałby wówczas pójść na bardziej znaczące ustępstwa albo wobec LPR, PSL i Samoobrony, albo dojść do porozumienia z PO. Tyle tylko, że ewentualna koalicja PiS i PO miałaby już znacznie mniej czasu na przeprowadzenie niezbędnych reform i polityczne skonsumowanie ich efektów w wyborach w 2009 roku.

Po trzecie, jeśli PiS samodzielnie mógłby utworzyć większościowy rząd po ewentualnych przyszłorocznych wyborach, do następnej kampanii doszłoby dopiero na jesieni 2010 roku. Razem z następnymi wyborami samorządowymi, i co ważniejsze, z następnymi wyborami prezydenckimi. Za pięć lat mogłoby się również odbyć referendum w sprawie przystąpienia Polski do strefy euro, co sugerował jakiś czas temu prezydent elekt Kaczyński. Skumulowanie wszystkich wyborów i referendum w jednym głosowaniu nie musi oznaczać sukcesu dla rządu i prezydenta, ale na pewno ułatwi skoncentrowanie się w kampanii wyborczej na jedynie kilku najistotniejszych sprawach, na które władza wykonawcza ma największy wpływ.Wracając do budżetu na 2006 rok. Nie jest on dramatycznie zły. Co prawda, zwiększenie planowanych dochodów może okazać się nadmiernie optymistyczne, zaś po stronie wydatków nie widać wielkiej determinacji rządu do ich obniżania. Zwiększa to ryzyko, że deficyt całości sektora finansów publicznych będzie w przyszłym roku wyższy niż plan, a razem z nim wyższe będą potrzeby pożyczkowe rządu (zresztą tzw. kotwica w wysokości 30-miliardowego deficytu budżetu państwa tak naprawdę oznacza, że niedobór, który rząd musi sfinansować, jest o co najmniej o 15 miliardów wyższy). To, że budżet nie jest perfekcyjny, można w pewnym sensie wybaczyć, bo rząd miał mało czasu, by wprowadzić istotne zmiany w projekcie stworzonym przez poprzedni gabinet. Z punktu widzenia stabilności polityki fiskalnej bardziej istotne znaczenie będą mieć budżety na rok 2007 i lata następne. Ich kształt będzie jednak zależeć również od konstelacji politycznej, która je będzie uchwalać.

Autor to ekonomista BNP Paribas

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego