Do tej pory giełdowy Bioton oddawał firmie Ferring jedną dziesiątą przychodów ze sprzedaży insuliny. Tyle wynosiła opłata licencyjna. W zeszłym roku polska spółka wydała z tego powodu 8,2 mln zł.
Teraz, w związku z planami agresywnego rozwoju i zwielokrotnienia sprzedaży (za trzy lata chce mieć przychody niemal sześć razy większe niż w 2005 r.), biotechnologiczna spółka uznała, że opłaca jej się jednorazowy, większy, wydatek zamiast regularnych, ale mniejszych opłat, proporcjonalnych do obrotów. Dlatego wczoraj Bioton zobowiązał się przekazać w tym roku Ferringowi 40,5 mln dolarów (ok. 130 mln zł). Z umowy wynika, że partner biznesowy Biotonu z Ameryki Południowej, firma Diosynth, który do tej pory także płacił Ferringowi, teraz będzie przekazywał opłatę licencyjną polskiej spółce. Chodzi o ok. 1 mln dolarów rocznie. Wydatek Biotonu będzie amortyzowany przez najbliższe 20 lat, a rocznie amortyzacja wyniesie 6,3 mln zł.
Szybki zwrot
z inwestycji?
Jeśli spółka będzie realizować politykę dynamicznego rozwoju i zdobędzie zapowiadane przez zarząd 5 proc. światowego rynku insuliny (wartość tego rynku to około 17 mld zł rocznie, z tego 5 proc. to 856 mln zł) w ciągu trzech lat, to ten wydatek się opłaci. Zarząd zakłada, że zwróci się w pełni w ciągu 4 - 5 lat. - Szacujemy, że już w tym roku zaoszczędzimy na tym kilkanaście milionów złotych, nie licząc pieniędzy, które przekaże nam Diosynth - zapowiada Adam Wilczęga, prezes spółki. Jeszcze większych oszczędności Bioton spodziewa się w następnych latach, szczególnie gdy jego sprzedaż wzrośnie po wejściu przedsiębiorstwa na rynki rosyjski i chiński. Z tego punktu widzenia cena, której zażyczył sobie Ferring, jest - w ocenie zarządu - niska. - Firma Ferring kupiła spółkę BTG, która między innymi miała prawa licencyjne. Akurat te aktywa nie były interesujące dla Ferringa, bo on nie chce sprzedawać insuliny. Wykorzystaliśmy tę sytuację - tłumaczy prezes Biotonu.