Na polskim rynku zaczynają się pojawiać fundusze indeksowe, czyli naśladujące zachowanie indeksów rynkowych, najczęściej giełdowych. W przeciwieństwie do typowych funduszy inwestycyjnych nie mają za zadanie pokonać benchmarku, czyli wygrać z rynkiem, ale jak najwierniej go odzwierciedlać – bez względu na to, czy idzie w górę czy w dół. Ich przewaga nad klasycznymi funduszami to głównie niższe koszty i wyeliminowanie ryzyka pomyłki inwestycyjnej zarządzającego.
[srodtytul]Jest miejsce na rozwój [/srodtytul]
Pod koniec września zadebiutował na warszawskim parkiecie Lyxor ETF WIG20. Tak zwany fundusz portfelowy czy indeksowy (ang. Exchange Traded Fund) ma być wiernym odbiciem indeksu notowanych w Warszawie blue chips. ETF to bardzo popularna konstrukcja na rynkach rozwiniętych. – Na Zachodzie fundusze indeksowe stanowią 10–15 proc. całkowitej wartości rynku funduszy inwestycyjnych, w Stanach Zjednoczonych około 14 proc. – mówi Aleksander Widera, członek zarządu Ipopema TFI.
Sam Lyxor Asset Management, który jest częścią grupy Societe Generale, oferuje ponad 160 tego typu produktów opartych na różnych indeksach – akcji, obligacji i towarów. Zgromadził w nich ponad 30 mld euro. Są notowane na największych giełdach europejskich (m.in. London Stock Exchange, Euronext, Deutsche Boerse), a także w Hongkongu i Singapurze.
Ile Lyxor Asset Management planuje zebrać aktywów do ETF na WIG20 – nie wiadomo. Aleksandra Kosmulska, przedstawicielka Lyxor AM, nie zdradza też, przy jakim poziomie aktywów produkt stanie się dla firmy rentowny. Wiadomo, że na początek inwestuje w kontrakty terminowe na WIG20 (na których opiera się strategia ETF na WIG20) własne ponad 200 mln zł, do tego dochodzą koszty obsługi funduszu, np. zarządzających czy systemów IT.