Nowe instrumenty na WIG20, czyli po co to zamieszanie

O kontrakcie terminowym na WIG20 mówi się, że jest królem warszawskiego rynku instrumentów pochodnych. I jest w tym dużo racji.

Publikacja: 14.12.2013 17:00

Adam Maciejewski, prezes GPW

Adam Maciejewski, prezes GPW

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Instrumentem tym można obracać na naszym parkiecie od prawie 16 lat i w tym czasie podbił on serca inwestorów. W tym roku król rozpoczął zmianę szat. Wszystko po to, aby sprostać oczekiwaniom swoich podwładnych, czyli inwestorów giełdowych.

Zmiany rozpoczęły się dokładnie 23 września. Wtedy to po raz pierwszy w obrocie pojawiły się kontrakty terminowe na WIG20 z mnożnikiem 20 zł. Do tego czasu inwestorzy mieli do dyspozycji jedynie kontrakty z połowę mniejszym mnożnikiem. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że zmiana ta ma charakter czysto kosmetyczny. W rzeczywistości bowiem poza zwiększeniem mnożnika specyfika nowych kontraktów, jak i zasady obrotu nimi są identyczne jak w przypadku „starych" futures. Po co więc to całe zamieszanie?

Przedstawiciele warszawskiej giełdy, wprowadzając nowe pochodne, podkreślali, że chcą, aby handel kontraktami na WIG20 był bardziej opłacalny oraz aby inwestorzy mogli zarabiać również w okresach niskiej zmienności. Jak to wygląda w rzeczywistości? Wraz ze wzrostem mnożnika wzrosła również wartość minimalnej zmiany samego kontraktu, czyli tzw. tick. W przypadku kontraktu z mnożnikiem 20 zł każda zmiana kursu o 1 pkt indeksowy oznacza zysk lub stratę dla inwestora w wysokości 20 zł. Przy starym mnożniku jest to 10 zł. Niby niewiele, ale... Kluczem są tutaj prowizje od transakcji pobierane przez domy maklerskie. Dlaczego?

Przy obecnych stawkach inwestorowi trudno jest zarobić na „starych" kontraktach w przypadku zmiany indeksu o 1 pkt. Sytuacja ta wygląda inaczej w przypadku kontraktów z mnożnikiem 20 zł. Prześledźmy to na przykładzie. Załóżmy, że kupujemy kontrakt terminowy na WIG20 z mnożnikiem 10 zł. Udało nam się celnie obrać kierunek zmian. Jego kurs rośnie o 1 punkt, co oznacza zarobek rzędu 10 zł. Decydujemy się zamknąć pozycję, ale jak się okazuje – zysk jest jedynie teoretyczny. Za kupno kontraktu musimy oddać brokerowi 7 zł (średnia stawka rynkowa). Taką samą kwotę wykładamy przy sprzedaży. Łączny koszt  transakcji wynosi więc 14 zł, co oznacza, że w rzeczywistości jesteśmy 4 zł pod kreską. Cały więc nasz zysk wypracowany z ruchu samego indeksu został „zjedzony" przez opłaty, które musieliśmy uiścić, dokonując transakcji. Chcąc więc rzeczywiście zarobić, musimy liczyć, że kurs kontraktu zmieni się co najmniej o 2 punkty.

Co się dzieję, jeśli wykonujemy taki sam manewr przy kontrakcie z mnożnikiem 20 zł? Wtedy ruch indeksu o 1 punkt oznacza dla nas zysk bądź stratę rzędu 20 zł. O ile dobrze obstawiliśmy, w którą stronę pójdzie rynek, to nawet po uwzględnieniu prowizji jesteśmy na plusie. W naszym przykładzie jest to 6 zł.

Warto jednak pamiętać, że wyższy mnożnik oznacza również większą wartość samego kontraktu. Zakładając, że jego kurs kształtuje się na poziomie 2400 pkt, to przy mnożniku 10 zł wartość kontraktu wynosi 24 tys. zł. Przy dwukrotnie większym mnożniku mówimy już o kwocie rzędu 48 tys. To z kolei przekłada się na wyższe depozyty zabezpieczające. Ich wartość procentowa co prawda jest taka sama, jednak wartościowo jest ona dwukrotnie większa. Obecnie w przypadku najpopularniejszych kontraktów na WIG20 z mnożnikiem 10 zł na depozyt musimy wpłacić około 1,6 tys. zł. W przypadku nowych futures trzeba się liczyć z inwestycją rzędu 3,2 tys zł.

Tak jak już wspomniane było na początku, nowe kontrakty w obrocie pojawiły się 23 września. Nie oznacza to jednak, że nasz rynek na dobre pożegnał się z kontraktami z mnożnikiem wynoszącym 10 zł. Na razie w obrocie mamy zarówno jeden, jak i drugi rodzaj futures. GPW chce bowiem, aby przejście na nowe instrumenty nie było dla rynku zbyt dużym szokiem, a inwestorzy mieli okazję zapoznać się z nowymi pochodnymi. Dlatego obecnie w obrocie mamy cztery serie kontraktów z mnożnikiem 20 zł (wygasają w grudniu oraz marcu, czerwcu i październiku przyszłego roku) oraz trzy serie starych futures – grudniowa, marcowa i czerwcowa. Sytuacja, w której mamy do wyboru dwa rodzaje pochodnych na indeks największych spółek, utrzyma się najprawdopodobniej do czerwca 2014 r. GPW wraz bowiem z wygasaniem kolejnych serii kontraktów z mnożnikiem 10 zł nie zamierza wprowadzać nowych do obrotu.

To, czy nowe futures przyjmą się na naszym rynku, zależy między innymi od inwestorów indywidualnych. Obrót kontraktami jest bowiem ich domeną. Według statystyk warszawskiej giełdy grupa ta odpowiada za około 50 proc. całkowitego obrotu na rynku kontraktów terminowych.

– Zmiana mnożnika na 20 zł była konsultowana z uczestnikami rynku, a ci odnieśli się do tej propozycji bardzo pozytywnie. Wartość mnożnika została tak skalkulowana, aby pogodzić interesy wszystkich inwestorów – i tych dużych, i tych małych – przekonywał przy okazji wprowadzania zmian Adam Maciejewski, prezes warszawskiej giełdy.

Na razie prym pod względem popularności nadal wiodą kontrakty z mnożnikiem 10 zł. Specjaliści podkreślają jednak, że w miarę upływu czasu sytuacja będzie się zmieniać. Zauważają jednocześnie, że aby popularyzacja nowych futures przyniosła oczekiwane efekty, potrzebna jest także edukacja inwestorów. Sama GPW uruchomiła niedawno platformę, która ma służyć do nauki inwestowania w kontrakty terminowe nazwaną „GPWtr@der"(www.gpwtrader.pl).

Po zalogowaniu się może tam spróbować „na sucho" swoich sił na rynku pochodnych. Również tam można zobaczyć, na czym w rzeczywistości polegają różnice między kontraktami z mnożnikiem 10 i 20 zł.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy