Instrumentem tym można obracać na naszym parkiecie od prawie 16 lat i w tym czasie podbił on serca inwestorów. W tym roku król rozpoczął zmianę szat. Wszystko po to, aby sprostać oczekiwaniom swoich podwładnych, czyli inwestorów giełdowych.
Zmiany rozpoczęły się dokładnie 23 września. Wtedy to po raz pierwszy w obrocie pojawiły się kontrakty terminowe na WIG20 z mnożnikiem 20 zł. Do tego czasu inwestorzy mieli do dyspozycji jedynie kontrakty z połowę mniejszym mnożnikiem. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że zmiana ta ma charakter czysto kosmetyczny. W rzeczywistości bowiem poza zwiększeniem mnożnika specyfika nowych kontraktów, jak i zasady obrotu nimi są identyczne jak w przypadku „starych" futures. Po co więc to całe zamieszanie?
Przedstawiciele warszawskiej giełdy, wprowadzając nowe pochodne, podkreślali, że chcą, aby handel kontraktami na WIG20 był bardziej opłacalny oraz aby inwestorzy mogli zarabiać również w okresach niskiej zmienności. Jak to wygląda w rzeczywistości? Wraz ze wzrostem mnożnika wzrosła również wartość minimalnej zmiany samego kontraktu, czyli tzw. tick. W przypadku kontraktu z mnożnikiem 20 zł każda zmiana kursu o 1 pkt indeksowy oznacza zysk lub stratę dla inwestora w wysokości 20 zł. Przy starym mnożniku jest to 10 zł. Niby niewiele, ale... Kluczem są tutaj prowizje od transakcji pobierane przez domy maklerskie. Dlaczego?
Przy obecnych stawkach inwestorowi trudno jest zarobić na „starych" kontraktach w przypadku zmiany indeksu o 1 pkt. Sytuacja ta wygląda inaczej w przypadku kontraktów z mnożnikiem 20 zł. Prześledźmy to na przykładzie. Załóżmy, że kupujemy kontrakt terminowy na WIG20 z mnożnikiem 10 zł. Udało nam się celnie obrać kierunek zmian. Jego kurs rośnie o 1 punkt, co oznacza zarobek rzędu 10 zł. Decydujemy się zamknąć pozycję, ale jak się okazuje – zysk jest jedynie teoretyczny. Za kupno kontraktu musimy oddać brokerowi 7 zł (średnia stawka rynkowa). Taką samą kwotę wykładamy przy sprzedaży. Łączny koszt transakcji wynosi więc 14 zł, co oznacza, że w rzeczywistości jesteśmy 4 zł pod kreską. Cały więc nasz zysk wypracowany z ruchu samego indeksu został „zjedzony" przez opłaty, które musieliśmy uiścić, dokonując transakcji. Chcąc więc rzeczywiście zarobić, musimy liczyć, że kurs kontraktu zmieni się co najmniej o 2 punkty.
Co się dzieję, jeśli wykonujemy taki sam manewr przy kontrakcie z mnożnikiem 20 zł? Wtedy ruch indeksu o 1 punkt oznacza dla nas zysk bądź stratę rzędu 20 zł. O ile dobrze obstawiliśmy, w którą stronę pójdzie rynek, to nawet po uwzględnieniu prowizji jesteśmy na plusie. W naszym przykładzie jest to 6 zł.