Faksem z Gdańska

Czy notowany ostatnio wzrost eksportu uśpi czujność wobec problemu deficytu handlowego, rozpoznanego wcześniej jako zmartwienie i powód do niepokoju? Źle byłoby, gdyby czujność została uśpiona. Nie wiemy jeszcze, na ile trwała jest tegoroczna tendencja szybszego wzrostu eksportu (plus 11,9% w pierwszym półroczu 2000) aniżeli importu. Natomiast nierównowaga handlowa i niska zdolność eksportowa polskiej gospodarki prześladuje nas od początku lat 90. Po roku 1991 notujemy stały deficyt handlowy, a od czasu kryzysu w Rosji mamy niekorzystny bilans wymiany ze wszystkimi grupami krajów. Do niedawna, praktycznie do roku 1999, dominował pogląd o nieuchronności ujemnego salda handlowego jako ceny płaconej przez gospodarkę wzrostu, czyli gospodarkę wymagającą importu zaopatrzeniowego i inwestycyjnego. Wtórowały temu niezbyt realistyczne lub wręcz szkodliwe recepty, zgłaszane częściej przez polityków niż ekonomistów, sprowadzające się do zwiększenia protekcji celnej i manipulowania kursem walutowym ? kiedy było to jeszcze możliwe. W ubiegłym roku doszło po raz pierwszy do poważniejszego namysłu rządowego nad kondycją eksportu i niską konkurencyjnością gospodarki. Powstało coś na kształt strategii wspomagania eksportu, przede wszystkim rozszerzenia zakresu Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych SA. Owocem tego namysłu jest ustawa o gwarantowanych przez Skarb Państwa ubezpieczeniach kontraktów eksportowych, rozpatrywana aktualnie w Sejmie. Umożliwia ona ubezpieczanie inwestycji bezpośrednich, kosztów poszukiwania zagranicznych rynków zbytu oraz osłonę kontraktów eksportowych od ryzyka zmiany kursów i ryzyka politycznego. Zbliża to instrumentarium promocji eksportu do tego, co widzimy w Unii Europejskiej. Różnica nadal zawiera się w pieniądzach. Możliwości prawne pozostaną na papierze, jeśli nie pójdzie za tym budżet promocji eksportu. W tegorocznym budżecie zapisano na te cele 42 mln zł, wobec przykładowo 2 mld dolarów wydawanych na wspomaganie eksportu przez Irlandię. Czyli zmiana myślenia nie idzie na razie w parze z możliwościami finansowymi. Wolałbym, żeby obecne ożywienie eksportu nie stało się pretekstem do uśpienia czujności. Nasza gospodarka jest bardziej dynamiczna niż czeska czy węgierska, ale gorzej wkomponowana w rynek międzynarodowy. Mamy sukces ilościowy w sferze małych i średnich przedsiębiorstw, ale na rynki zagraniczne wychodzą zaledwie 42 tysiące z 2,7 mln ujętych w krajowym rejestrze. Struktura wywozu zbyt wolno zmienia się na korzyść nowych technologii. Problem istnieje i będzie istniał, dlatego promocja eksportu jest zadaniem stałym, zaledwie ruszonym...

JANUSZ LEWANDOWSKI