Zdrowie jest ? jak wiadomo ? bezcenne, ale mania BSE,jaka ogarnia Europę, ma jednak wymierną cenę. Kiedy w 1996 roku epidemia tropienia ?choroby wściekłych krów? ogarnęłaWielką Brytanię, ceny niewołowego mięsa poszły w górę średnio o 10 proc.

Później, o ile ktoś to jeszcze pamięta, zaczęto mówić o ?chorobie wściekłych owiec?, co wykluczyło baraninę z kręgu zyskujących na podejrzanych krowach. W górę poszła za to dziczyzna. Do czasu aż Amerykanie nie poszerzyli wiedzy telewidzów na całym świecie o gęstniejące przypadki gąbczastego zwyrodnienia mózgu wśród jeleni. Drób karmiony mączką kostną nie miał zbyt wielu szans. Dlatego natychmiast podrożały bezmózgie ryby. Jeszcze później ekologiczne jarzyny itd.Nie przetworzona żywność zaczęła drożeć w tempie 1?1,5 pkt. proc. miesięcznie, wyraźnie przekraczając dynamikę całego CPI. Ten obłęd jest w zasadzie historią bez końca. Nie da się też jeszcze na tej podstawie sformułować twardych wniosków co do ścieżki inflacyjnej w unii, bo nie wiemy, jak długo potrwa szał BSE. Tylko jedno jest poza dyskusją: ta epidemia musi kosztować.I kosztuje. Waga mięsa w zharmonizowanym koszyku CPI w strefie euro nieznacznie przekracza 4%. Czyli niezbyt wiele. Jeśli jednak posługiwać się przykładem brytyjskim jako pewnym wzorcem, informującym nas, co może się dziać z cenami artykułów substytucyjnych wobec wołowiny, musiałoby to oznaczać dodatkową inflację w eurolandzie rzędu 0,4 pkt. proc. I na tyle właśnie oszacowali dodatkowy impuls inflacyjny, wywołany obawami przed BSE, ekonomiści z Goldman Sachs. Jest to sporo, biorąc pod uwagę, że wskaźnik CPI w strefie euro spadł w grudniu do 2,6% (2,9% na bazie rocznej). Dodanie 0,4 proc. do inflacji poważnie ograniczyłoby Europejskiemu Bankowi Centralnemu pole manewru, jeśli chodzi o redukcję stóp procentowych. Nawet uwzględniając dezinflacyjny efekt aprecjacji euro wobec dolara, mogłoby to odsunąć w czasie i ograniczyć redukcję stóp procentowych przez EBC.Tym bardziej że bezpośredni efekt inflacyjny płynący ze strony nie przetworzonej żywności nie wyczerpuje listy potencjalnych problemów makroekonomicznych wywołanych przez BSE. Bo przecież zwalczanie skutków choroby i profilaktyka też muszą kosztować. Tylko w tym roku wybicie zagrożonych stad może kosztować budżet unijny i budżety narodowe krajów członkowskich ponad 2,5 mld euro, 3 mld trzeba by wydać na zniszczenie zapasów, a ok. 500 mln euro na testy i badania. W sumie ok. 6 mld euro, czyli 0,1% PKB w strefie euro.Mamy więc z jednej strony prawdopodobny wzrost inflacji, z drugiej ? większe, nie planowane wydatki publiczne, a na dodatek spadające tempo wzrostu gospodarczego. Czy to nam czegoś nie przypomina?Pod tym przynajmniej względem jesteśmy już najwyraźniej w unii. Z pewnym opóźnieniem wobec oryginału, ale u nas też zaczyna się nakręcać histeryczna spirala strachu przed BSE. Grozi nam analogiczny wzrost cen nie przetworzonej żywności i dodatkowy impuls inflacyjny z tego tytułu. Niech no jeszcze tylko parę razy telewizja pokaże słaniające się na nogach krowy, owce, kozy, kaczki, gęsi, indyki, kurczaki i ryby karmione mączką zwierzęcą, a będziemy mieli unijne kłopoty, pomnożone przez rodzimą paranoję, oraz znacznie większą wagę mięsa w koszyku CPI. Czyli coś w rodzaju globalnego szoku podażowego. Popyt będzie się kolejno przenosił na chwilowo oszczędzone przez telewizje gatunki mięsa zwierzęcego, a będzie to popyt nie zaspokojony, bo Polacy na kiełkach nie pociągną.Środki nie przekazane w terminie przez ZUS do OFE pójdą na testy i profilaktykę. I nikt złego słowa na to nie powie, bo wiadomo, że budżet krótki jest, a zdrowie bezcenne. I tylko ta okropna Rada Polityki Pieniężnej znowu nie będzie chciała redukować stóp. Zostanie to zakwalifikowane jako postawa niemoralna.Tak w dużym skrócie, biorąc pod uwagę doświadczenia innych, może wyglądać polska droga od brudnej krowy do równie brudnej stopy procentowej. N