No i mamy kolejny podział w społeczeństwie. Tym razem na skutek strajku lekarzy. Co jednak ciekawe, nie dotyczy on samego strajku. Nie ma właściwie nikogo, kto kwestionowałby jego zasadność. No może z wyjątkiem małej grupy pracowników Ministerstwa Zdrowia. Mamy jedynie różne podejście do kwestii kontynuacji protestu i do zakresu spełnienia żądań strajkujących. Uważamy zatem, że lekarze już powinni dać sobie spokój, bo przecież zwrócili uwagę na problem, ewentualnie mogą jeszcze trochę postrajkować, ale tak, żebyśmy zbytnio skutków tego strajku nie odczuli. W kwestii żądań jest jeszcze ciekawiej. Część z nas chce bowiem, aby lekarze podwyżki dostali w pełnym zakresie, część - aby dostali, ale dużo mniejsze od ich oczekiwań, część zaś, choć stosunkowo mała - że na razie nic dawać nie można. Ta ostania część to z kolei głównie pracownicy Ministerstwa Finansów, z szefową oczywiście na czele. I podobno także prezydent i premier, ale tego pewni do końca nie jesteśmy. Czas pokaże.
Problem służby zdrowia i jej finansowania jest znany od dawna. Jeśli jednak dokładnie mu się przyjrzeć, to okazuje się, że nie jest on wcale taki przejrzysty.
Po pierwsze, niejasna jest sama ocena funkcjonowania systemu zabezpieczenia zdrowotnego. Na przykład badania pokazują, że trzy czwarte Polaków generalnie źle ocenia służbę zdrowia. Jednocześnie dwie trzecie ocenia jej działalność całkiem dobrze, jeśli zapytamy o ich otoczenie i o ich doświadczenia. Zatem nie jest dobrze, ale jednocześnie na pewno nie jest tak źle, jak sądzimy.
Po drugie, fakty nie kłamią. Liczby też nie. W Polsce na służbę zdrowia przeznacza się niewiele ponad 4 proc. PKB, przy czym są to wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia i środki z budżetu. Kraje europejskie, przynajmniej te cywilizowane, wydają na podstawową opiekę zdrowotną średnio między 1,5 a 2 punkty procentowe więcej, a to oznacza dla prostego rachunku około 20 miliardów złotych. Kwota ogromna i wiadomo, że w ciągu jednego roku o tyle wydatków nie będziemy w stanie zwiększyć. Oczywiście można się bronić i wskazywać na to, że Polacy przeznaczają dodatkowo około 20 miliardów złotych na prywatną służbę zdrowia oraz na łapówki. Ale przecież nie o taki strumień pieniędzy chodzi w kraju, w którym zdecydowana większość społeczeństwa nie jest zamożna.
Jest zatem całkiem nieźle za dużo mniej, niż przeznacza się gdzie indziej. Lekarze mówią nawet, że za te pieniądze to jest świetnie. Tak czy inaczej polska służba zdrowia potrzebuje konkretnego programu. Nie na rok, nie w kwestii samych podwyżek płac, ale na lata i dotyczącego całości problemu. Samo zwiększenie wydatków rozwiązania nie zapewni. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, co te wydatki mają gwarantować. Czyli koszyk świadczeń gwarantowanych. Wciąż go nie mamy. Trzeba także ograniczyć marnotrawstwo. Wprowadzenie możliwości upadłości szpitala z radą nadzorczą odpowiadającą tak jak w przypadku spółek publicznych byłoby tu świetnym rozwiązaniem. Choć trudnym, bo już możemy sobie wyobrazić protesty obrońców upadającego, źle zarządzanego podmiotu. Częściowa prywatyzacja, czyli wzmocnienie konkurencji, to też krok w dobrym kierunku. W dodatku w kierunku, który ograniczyłby korupcję. Pewnie jeszcze kilka postulatów by się znalazło. I dopiero wtedy można przeznaczać na ochronę zdrowia dodatkowe dziesiątki miliardów. Jednak trudno oczekiwać, aby znalazły się one w budżecie. A zatem nie ma wyjścia, konieczne będzie rozważenie częściowego ubezpieczenia nieobowiązkowego.