Skuteczność w prognozowaniu inflacji na kilka kwartałów do przodu jest w przypadku krajów rozwijających się niezbyt imponująca. Dlatego też banki centralne zwykle starają się być ostrożne w ocenach, prezentując dodatkowo swego rodzaju asymetrię. Oznacza to, że w przypadku gdy inflacja jest dokładnie na poziomie celu, to prognoza wzrostu CPI o 1 punkt procentowy wywoła prawdopodobnie bardziej zdecydowaną reakcję, niż oczekiwanie takiego samego spadku. Analogicznie, gdy niska inflacja pokazuje pewne znaki odbicia, to bank centralny chętnie podwyższy stopy, a gdy wysoka inflacja się stabilizuje, to ten sam bank raczej będzie chciał zaczekać na kolejne dane.
W tym kontekście czwartkowa decyzja czeskiego banku centralnego była dla niektórych szokiem. Jeszcze dwa miesiące temu bank rozwodził się nad ryzykiem dla wzrostu cen, z niepokojem patrząc, jak wskaźnik CPI osiąga 7 proc. Obawy te były tym bardziej uzasadnione, że czeska oficjalna stopa procentowa wynosiła 3,75 proc. Jednak kilka tygodni temu prezes Narodowego Banku Czech zdecydował się zająć stanowisko w sprawie siły korony. Dodajmy, że w tym czasie korona była jedyną (!) walutą na świecie, która w tym roku umocniła się w stosunku do polskiego złotego. Prezes Tuma zapowiedział wtedy, że na sierpniowym posiedzeniu rada polityki pieniężnej będzie musiała się zastanowić, czy obniżyć stopy o 25 punktów, czy może o 50 punktów bazowych. Rynki, wyceniające wcześniej szansę na podwyżkę stóp, nie mogły wyjść ze zdziwienia. Do prezesa szybko dołączyli kolejni członkowie zarządu banku i korona bardzo szybko zaczęła tracić (ponad 4 proc. w dwa tygodnie). W konsekwencji, czeski bank centralny znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej bowiem strony wypadało się wywiązać ze swego rodzaju obietnicy złożonej uczestnikom rynku. Z drugiej - efekt, jakim miało być osłabienie korony, został po części osiągnięty. Pierwsza opcja jednak zwyciężyła i oto Czesi obniżyli stopy do 3,5 proc.
Wydarzenie to ma, moim zdaniem, dość daleko idące implikacje dla całego regionu, w tym także Polski. Wydaje się, że międzynarodowi inwestorzy, widząc, że pozostałe "okoliczne" waluty również są na bardzo mocnych poziomach, zaczną obawiać się podobnych scenariuszy. Rozumowanie takie jest w swej istocie nieco automatyczne, ale rynki często tak właśnie działają. Problem polega jednak na tym, że przełożenie kursu walutowego na inflację w Czechach jest o wiele większe niż w Polsce. Dość stwierdzić, że stosunek importu do PKB u naszych południowych sąsiadów to niemal 70 proc., podczas gdy u nas zaledwie niespełna 40 proc. Zdecydowanie bliżej czeskiej sytuacji są Węgrzy, gdzie wskaźnik ten znajduje się na podobnym do czeskiego poziomie. Tylko zwróćmy uwagę, że z kolei węgierski forint dopiero niedawno zaczął gonić inne waluty regionu po wielu latach spędzonych w regulowanym paśmie wahań. Spodziewam się, że różnice te zostaną w niedługim czasie mimo wszystko dostrzeżone i część inwestorów, zwłaszcza z funduszy typu makro, zacznie traktować czeską koronę jako tanie źródło finansowania inwestycji w regionie.Nie sądzę, żeby w tym kontekście polska Rada Polityki Pieniężnej miała pójść w ślady Czechów. Owszem, w komunikacie po ostatnim posiedzeniu rada wyraźnie stwierdziła, że tempo aprecjacji złotego mogło w ostatnim czasie być nieco zbyt szybkie, ale przecież obawy o dalszy wzrost inflacji są w Polsce o wiele większe. Dodatkowo, Narodowy Bank Polski od wielu lat stara się utrzymywać politykę nieinterweniowania na rynku walutowym. Z jednej strony, jest to słuszne zachowanie, ponieważ sprawia, że bank centralny nie stanie się "zakładnikiem" rynków. Ale z drugiej, nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby NBP skorzystał ze swojej pozycji, aby stabilizować sytuację, gdy tylko uzna, że kurs odchyla się od poziomu równowagi. Krytycy takiego podejścia zapewne stwierdzą, że to rynek powinien decydować o poziomie kursu walutowego. Tylko czy interwencja walutowa aż tak bardzo się różni od zmiany stóp procentowych? W końcu rynek pieniężny funkcjonuje bez problemów między posiedzeniami RPP, a rada "interweniuje", zmieniając stopy, jeśli uzna to za stosowne. Innymi słowy, jeśli okaże się, że Czesi podjęli trafną decyzję obniżając stopy procentowe, to może komentarze odnośnie do kursu walutowego usłyszymy nie tylko ze strony przedstawicieli polskiego rządu.
strateg rynków wschodzących w TD Securities, Londyn