Przeprowadzane przez jemeńskich rebeliantów Huti ataki na statki wywołały niepokój wśród armatorów i inwestorów. Oznaczają one, że problemy ma już nie tylko Kanał Panamski, którego drożność ograniczyła susza, ale i drugi ze strategicznych w skali świata kanałów – Sueski. Część armatorów zapowiedziało omijanie szlaku, a notowania spółek z branży rosną.
Citigroup zapowiada, że stawki za transport kontenerów wrócą do zwyżek, wróciły też obawy o wpływ sytuacji na inflację, a więc i możliwości normalizacji polityki głównych banków centralnych. Jednak zdaniem Marka Zubera z Akademii WSB sytuacja nie jest tak poważna jak ta w czasie pandemii.
– Kraje Azji wschodzącej wciąż są fabryką świata, ale zakłócenia w łańcuchach logistycznych z lat 2020–2021 wiele nas nauczyły – zauważa ekonomista.
Według niego postępy widać zwłaszcza w kwestii dywersyfikacji źródeł dostaw, czego najlepszym przykładem są ogromne inwestycje w fabryki półprzewodników w Japonii, Korei, USA czy Europie. Tymczasem wiodąca dalej do Kanału Sueskiego trasa przez Morze Czerwone wprawdzie jest narażona na ataki, ale na razie nie można mówić, żeby była ona blokowana.
– Nawet jeśli tacy giganci żeglugi kontenerowej, jak Maersk czy MSC, zaczynają ją omijać, to zakładam, że nie jest to decyzja ad hoc, a zastosowanie wcześniej przygotowanych planów awaryjnych. Obawy, że zamówione prezenty nie dotrą przed świętami, są wyolbrzymione – zauważa Zuber.