W cieniu wojny w Ukrainie, w przestrzeni postsowieckiej, tli się kolejny konflikt mający potencjał, by zamienić się w pełnowymiarową wojnę. Mowa o sporze o obszar nazywany przez Azerów Górskim Karabachem, a przez Ormian Arcachem. W pierwszej wojnie o Karabach, toczonej w latach 1988–1994, teren ten, wraz z przyległymi etnicznie azerskimi terytoriami został opanowany przez ormiańskich separatystów wspieranych przez Moskwę. Powstało w ten sposób quasi-państewko Republika Arcachu, które oficjalnie nie było uznawane przez żaden kraj, nawet Armenię, ale faktycznie stanowiło twór blisko zintegrowany z Armenią. Na jesieni 2020 r., w ciągu wojny trwającej 44 dni, Azerbejdżan zdołał odbić większość utraconych terytoriów. Klęska Ormian byłaby zupełna, gdyby nie mediacja Rosji, w wyniku której wprowadzono do Karabachu rosyjskie siły „pokojowe” pilnujące korytarza laczyńskiego, czyli jedynej drogi zaopatrzeniowej prowadzącej z Armenii do Karabachu. Osłabienie Rosji w wyniku wojny na Ukrainie, sprawiło, że Azerbejdżan poczuł się pewniej i wprowadził blokadę korytarza laczyńskiego. Początkowo od grudnia 2022 r. do kwietnia 2023 r. prowadzona była ona „hybrydowo”, przez azerskich „aktywistów ekologicznych”, którzy nie przepuszczali pojazdów jadących tamtą drogą. W kwietniu Azerowie postawili tam swój oficjalny posterunek kontrolny, a od 15 czerwca zaczęli blokować cały ruch towarowy do separatystycznego, quasi-państewka, łącznie z dostawami żywności i leków.
Ormianie z Karabachu alarmują, że grozi im głód. Azerowie argumentują, że muszą powstrzymać nielegalne dostawy broni, ale wyraźnie widać, że za pomocą metod ekonomicznych próbują wymusić kapitulację separatystycznej enklawy i trwałe rozwiązanie pokojowe, przewidujące pełną kontrolę władz z Baku nad Karabachem.
Środek nacisku
Prawo międzynarodowe jest w dużym stopniu po stronie Azerów. Wszak wszystkie państwa świata uznają Karabach za część terytorium Azerbejdżanu. Nawet Nikol Paszynian, premier Armenii, wielokrotnie przyznawał po wojnie z 2020 r., że Karabach podlega azerskiej jurysdykcji. Owszem stawał on również w obronie praw karabaskich Ormian i apelował o zniesienie blokady korytarza laczyńskiego, ale postrzega on separatystyczne quasi-państewko jako wielkie obciążenie dla rozwoju Armenii. (Armenia finansuje znaczną część jego budżetu). Zdobywając władzę, odsunął przecież od rządzenia polityków związanych z tzw. klanem karabaskim. Ponadto dystansuje się on od Rosji, na której wsparcie mocno liczą władze separatystycznej enklawy. Rosja rozdawała Ormianom z Karabachu swoje paszporty, ale rozszerzenie jej wpływów spotkało się z mocną reakcją Baku. Moskwa musiała się m.in. wycofać w 2022 r. z planów uczynienia swojego oligarchy Rubena Wardaniana premierem Arcachu. Zaostrzenie blokady korytarza laczyńskiego świadczy o tym, że Azerbejdżanowi zależy na tym, by szybko doprowadzić do upadku separatystycznej władzy.
„W Górskim Karabachu zaczęło brakować podstawowych produktów spożywczych i lekarstw, ale także paliw (z tego powodu w parapaństwie od kilku tygodni nie działa transport publiczny). Z pewnością można mówić o głębokim kryzysie humanitarnym, choć dostępne informacje nie dają podstaw do twierdzenia, że panuje tam głód. Stepanakert (stolica separatystycznego Arcachu – dop. red.) odrzuca jednak propozycje Baku, aby Górski Karabach zaopatrywać od strony Azerbejdżanu, przez miasto Agdam (…). 18 lipca lokalni ormiańscy mieszkańcy zamknęli drogę w kierunku Agdamu, by zatrzymać ewentualne transporty stamtąd. Skąpe informacje nie pozwalają ocenić, czy była to inicjatywa oddolna i jakim cieszy się poparciem” – pisze Wojciech Górecki, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.