Alternatywą dla nadzoru jest konkurencyjny rynek

Rozmowa „Parkietu” Z prof. Kenem Schollandem rozmawia Michał Kowalczyk

Publikacja: 30.03.2009 08:19

Alternatywą dla nadzoru jest konkurencyjny rynek

Foto: wprost.pl

[b]Jest Pan znanym orędownikiem wolnego rynku. Jak ocenia Pan dzisiejszą falę interwencjonizmu?[/b]

Sądzę, że ryzyko, jakie podejmują rządy, jest większe niż się ocenia. Taka polityka sprowadza się do składania na barki obywateli ciężaru odpowiedzialności za błędy wąskiej grupy. Banki centralne zawiodły, a teraz, gdy coś się dzieje, ingerują w rynek. Ten schemat działania wzmacnia cykl koniunkturalny. Rakiem trawiącym rynek jest brak dyscypliny w podejmowaniu decyzji i odpowiedzialności za nie. Normalnie w czasie kryzysu następuje przepływ aktywów od złych do dobrych przedsiębiorstw. Jeśli rząd na to nie pozwala, to prosi się o dłuższą recesję. Uważam, że system polityczny jest skorumpowany. Politycy rozdają setki miliardów dolarów ludziom, którzy finansują ich kampanię wyborczą. Ci wygrywają, a tamci dalej robią to samo.

[b]Popularna jest opinia, że kryzysowi można było zapobiec, gdyby banki i rynki finansowe były ściślej nadzorowane. Co Pan na to?[/b]

To, co się dzieje, zademonstrowało właśnie głupotę nadzoru. Ci, którzy byli za niego odpowiedzialni, mieli potrzebne narzędzia, ale i tak z nich nie korzystali. Z jednej strony gwarantowali depozyty, a z drugiej pozwalali bankom na działalność inwestycyjną. To skutkowało tym, że klienci nie zadawali sobie trudu sprawdzenia wiarygodności banku, a ten szastał ich pieniędzmi. I nikt nie jest za to odpowiedzialny. Nawet akcjonariusze, którzy są przecież właścicielami. Odpowiedzialnymi czyni się podatników.

[b] Jest Pan przeciwny jakiemukolwiek nadzorowi nad bankami?[/b] Tak. Alternatywą dla nadzoru bankowego jest konkurencyjny rynek. Niegdyś, do XIX wieku, w bankach szkockich pełną, a nie ograniczoną jak dziś odpowiedzialność ponosili za zgromadzone środki akcjonariusze. Pomiędzy tymi bankami zawierane były umowy mówiące o wzajemnym nadzorze. I Szkocja przeżywała mniej kryzysów. Większe regulacje prowadzą do „baniek”, bo ludzie na nich polegają i nie doceniają ryzyka.

[b]Jak odnosi się Pan do dominującego obecnie paradygmatu mówiącego o tym, że wydatki rządowe muszą dziś zapełnić lukę stworzoną przez spadek konsumpcji?[/b]

Rząd nie bierze znikąd. Proszę spytać ludzi, czy myślą, że politycy wydadzą ich pieniądze lepiej niż oni sami. Ja lubię powoływać się na przykład Nowej Zelandii. Oni w 1994 r. mieli podobnie trudną sytuację. Ale w ciągu trzech miesięcy skończyli z dopłatami rolnymi, obcięli podatki do poziomu najniższego w świecie uprzemysłowionym, skończyli z cłami i zbili inflację poniżej 1 proc. I zaczęli rozwijać się najszybciej wśród państw rozwiniętych.

[b] Dziękuję za rozmowę.[/b]

[ul][li] Prof. Scholland wykłada na Hawaii Pacific University. Jest autorem znanej książki „Przygody Jonatana”, w zbeletryzowanej formie poruszającej najważniejsze zagadnienia ekonomii wolnego rynku. Wchodzi w skład rady nadzorczej Międzynarodowego Towarzystwa Wolności Jednostki.[/li][/ul]

Gospodarka światowa
Rynki łapią oddech przed dalszą eskalacją wojny
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Gospodarka światowa
Dobry początek sesji na Wall Street
Gospodarka światowa
Część rynków odbija się po przecenie
Gospodarka światowa
Bliżej końca paniki? Sesja w USA z mniejszymi spadkami
Gospodarka światowa
Ropa naftowa szuka dna, złoto broni poziomu 3000 USD
Gospodarka światowa
S&P 500 jak na razie tylko potwierdza opór