Duża część firm i pracowników przenosi się w związku z kryzysem do szarej strefy, aby oszczędzić na podatkach i kosztach pracy.

Według profesora Friedricha Schneidera z Uniwersytetu Jana Keplera w austriackim Linz, w 21 z 30 krajów należących do OECD wielkość nieformalnej gospodarki względem PKB malała systematycznie od początku dekady, gdy wynosiła 16,7 proc. W tym roku po raz pierwszy od tego czasu wskaźnik ten wzrośnie do 13,8 proc., z 13,3 proc. w 2008 r.

Tym samym wartość nieformalnej gospodarki, którą Schneider definiuje jako legalną, lecz nieodprowadzającą podatków i składek ubezpieczeniowych działalność produkcyjną i usługową, wzrośnie o 200 mld USD, do 5,6 bln USD.– Dobrą stroną tego zjawiska jest to, że recesja może nie być tak głęboka, jak wskazują oficjalne dane – zauważa profesor Edgar Feige z uniwersytetu Wisconsin.

Zdaniem Schneidera, w Europie nieformalna gospodarka rozwija się szczególnie szybko na Półwyspie Iberyjskim i w Grecji. W Hiszpanii, gdzie oficjalna stopa bezrobocia sięga 15 proc., wielkość szarej strefy w stosunku do PKB może sięgnąć w 2009 r. 19,5 proc.

Nieformalna gospodarka ma jednak większe znaczenie w państwach rozwijających się. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy, w 2007 r. w skali świata 51 proc. zatrudnionych przypadało na szarą strefę (lecz w Indiach aż 83 proc.). W tym roku może to być już 53 proc., co stanowiłoby wzrost o 113 milionów osób.