Batumi to stolica Adżarii, regionu, który do 2003 r. był rządzony przez separatystów podobnie jak Abchazja czy Osetia Płd. Adżaria miała o tyle szczęście, że graniczy z Turcją, a nie z Rosją. Saakaszwili zdołał więc przyłączyć ją do Gruzji, ściągnąć do niej międzynarodowy kapitał i przemienić w biznesowo-turystyczną wizytówkę kraju. Za jego rządów w podobny sposób zaczęto przywracać blask również innym regionom turystycznym. Np. zrewitalizowano starówkę w Tbilisi, zbudowano lotnisko w Kutaisi, odbudowano katedrę Bagrati itp.
Jednocześnie wiele zrobiono, by wdrożyć zachodnie standardy w instytucjach publicznych. Starą, skorumpowaną milicję drogową rozwiązano i na jej miejsce szybko stworzono policję, która cieszy się o wiele lepszą reputacją. Sporą część mafiosów zmuszono do emigracji do Rosji, a przestępczość pospolitą zduszono. – W Gruzji przestępczości pospolitej niemal nie ma. O trzeciej w nocy możesz się szwendać po ulicach Tbilisi i nic ci się nie stanie – zapewnia Koba, mój nowy znajomy z gruzińskiej stolicy. To był wówczas olbrzymi postęp w porównaniu z biedą i bezprawiem lat 90., czyli rządami postkomunistycznego prezydenta Eduarda Szewardnadzego.
– Przed Saakaszwilim nie było tych dróg, nie było takiej infrastruktury turystycznej. Ludzie teraz za mało doceniają te zmiany – wyjaśnia Mamuka, przyjaciel wywodzący się z Megrelii, regionu położonego przy granicy z Abchazją. Opowiada mi o wojnie domowej z pierwszej połowy lat 90., gdy walczyli ze sobą puczyści Szewardnadzego i zwolennicy Zwiada Gamsachurdii, pierwszego demokratycznego prezydenta Gruzji. Mówi m.in. o terrorze, który prowadziły oddziały Szewardnadzego złożone w części z kryminalistów. – Gdy kilka lat temu zmarł Szewardnadze, to pochowano go w ogrodzie jego willi. Zbyt wiele osób straciło w tamtej wojnie członków rodzin i gdyby go pochowano na cmentarzu, przychodziliby mu o tym „przypomnieć" – dodaje Mamuka.
Rządy Saakaszwilego przyniosły Gruzji cywilizacyjny skok w porównaniu z latami 90., ale przegrana wojna z Rosją z 2008 r. i podziały w obozie rządzącym przyczyniły się do tego, że w 2012 r. wybory wygrał blok Gruzińskie Marzenie Bidziny Iwaniszwilego. Zdołał on przekonać Gruzinów, że zapewni im jeszcze szybszą drogę do dobrobytu i przy tym uchroni kraj przed konfrontacją z Rosją. Saakaszwili został de facto wypchnięty na emigrację w wyniku działań upolitycznionych sądów. Iwaniszwili oficjalnie wycofał się z polityki, ale zachował zakulisową władzę. Przygląda się on gruzińskiej polityce z perspektywy swej ogromnej rezydencji położonej na wzgórzach na południu Tbilisi. Czy zdołał jednak poprawić poziom życia Gruzinów?
Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB Gruzji wzrósł w zeszłym roku o 5 proc., a w tym ma się zwiększyć o 5,5 proc. Gruzja to jednak gospodarka mała i stosunkowo mało zamożna. Według szacunków MFW PKB na głowę (liczony według parytetu siły nabywczej) wynosi tam 11,6 tys. USD. To więcej niż na Ukrainie (9,2 tys. USD), ale mniej niż na Białorusi (20,2 tys. USD) czy w Bułgarii (23,3 tys. USD). Podczas pobytu w Gruzji wielokrotnie słyszałem od miejscowych narzekania na brak pracy i pytania, czy w Polsce znalazłaby się praca dla Gruzinów. Po drogach jeździ wiele zdezelowanych samochodów, które w naszym kraju nie miałyby szans przejść przeglądów technicznych (ale niech nas nie zwodzi rdza na karoserii, 25-letnie żiguli potrafi nieźle sobie radzić na górskiej gruntowej drodze). W telewizyjnych spotach wyborczych pokazywane są staruszki płaczące, że nie mają za co żyć. Widać wyraźne rozczarowanie rządami ekipy Gruzińskiego Marzenia. Mocno jest ona krytykowana również za chęć zakupów rosyjskiego gazu.
Nic dziwnego więc, że Gruzińskie Marzenie nie wystawiło w tegorocznych wyborach prezydenckich własnego kandydata. Wspiera za to kandydaturę Salome Zurabiszwili, byłej minister spraw zagranicznych, która wcześniej robiła karierę we Francji (była m.in. ambasadorem Francji przy ONZ). Gruzińskie miasta obklejone są billboardami wyborczymi Zurabiszwili. Ciągną się za nią jednak poważne podejrzenia. Wielu ludzi, z którymi rozmawiałem w Gruzji, określało Zurabiszwili jako kandydatkę otwarcie prorosyjską. „Wszyscy, tylko nie ona! Młodzi ludzie w większości są przeciw niej" – słyszałem na miejscu. Zurabiszwili niewątpliwie strzeliła sobie w stopę podczas kampanii wypowiedzią, w której obwiniała Gruzję za rozpoczęcie wojny z Rosją w 2008 r. Jej kandydaturze szkodzą również skandale wokół Gruzińskiego Marzenia. W ostatnim z nich Zaza Okuaszwili, właściciel holdingu medialnego Omega Group, oskarżył kierownictwo tego stronnictwa, w tym Iwaniszwilego, o wymuszenia i pranie brudnych pieniędzy. Jako dowód przedstawił nagrania swoich rozmów z Iwaniszwilim.