Ubiegły rok i całe ostatnie dziesięciolecie należały do do amerykańskich spółek. Od 2010 r. indeks S&P 500 wzrósł o ponad 190 proc., co daje średnią roczną stopę zwrotu na poziomie około 11,3 proc. Z kolei indeks MSCI World z wyłączeniem spółek z USA odnotował znacznie mniejszy wzrost o 50,5 proc., co daje około 4,2 proc. rocznie. Amerykańska giełda wygrywa również w bezpośrednim porównaniu zarówno z Europą, jak i rynkami wschodzącymi. W czasie gdy S&P 500 wzrósł o ponad 190 proc., MSCI Europe wzrósł o blisko 60 proc., a MSCI Emerging Markets jedynie o 14,5 proc.
Niektórzy analitycy radzą klientom przebudowę portfela akcji poprzez zmniejszenie ekspozycji na rynek amerykański na korzyść spółek z innych rynków. – Jeśli aktywa ulokowane są w dużej mierze w amerykańskich spółkach i w niewielkiej części w akcjach spółek z innych krajów, uważamy, że jest to doskonały moment na dokonanie zmiany – stwierdzili analitycy firmy badawczej Bespoke Investment Group.
Dlaczego analitycy wierzą w tym roku w akcje na międzynarodowych rynkach? Dużo optymizmu płynie z globalnych danych gospodarczych, które sugerują, że świat uniknie recesji. W ostatnich miesiącach wzrosły wskaźniki produkcji oraz handlu na świecie.
– Strefa euro jest jednym z obszarów, w którym inwestorzy powinni zwiększyć swoją ekspozycję – twierdzi Mark Luschini, główny strateg inwestycyjny w Janney Montgomery Scott. Twierdzi on, że europejski rynek akcji jest bardziej wrażliwy na wahanie w globalnej gospodarce niż rynek amerykański, podobnie jak akcje na rynkach wschodzących. Ponadto wskazuje, że chiński wzrost ma ogromny wpływ na światową gospodarkę, zatem nawet niewielka poprawa może przyczynić się do wzrostu na międzynarodowych rynkach.