Hiszpański rząd na łasce radykalnej drobnicy

Komuniści wśród ministrów, groźba rozdęcia deficytu i sporu z Brukselą – to tylko część problemów stojących przed Madrytem.

Publikacja: 22.01.2020 14:30

Hiszpański premier Pedro Sanchez cieszy się, że udało mu się stworzyć rząd. Cena za poparcie będzie

Hiszpański premier Pedro Sanchez cieszy się, że udało mu się stworzyć rząd. Cena za poparcie będzie jednak duża.

Foto: AFP

Inwestorzy z rynku długu muszą być wielkimi optymistami, bo rentowność hiszpańskich obligacji wciąż jest zadziwiająco niska jak na kraj, w którym po raz pierwszy od lat 30. powstał rząd z udziałem radykalnej lewicy (otwarcie odwołującej się do komunistycznych tradycji i mającej wiele ciepłych słów na temat wenezuelskiego modelu gospodarczego). A może to nie tyle optymizm, ile skutki tego, że spora część rynków obligacji państw ze strefy euro została „znacjonalizowana" przez Europejski Bank Centralny? Póki pieniądze z EBC są pompowane na rynek, a inwestorzy mają pewność, że ten bank „zrobi wszystko, co możliwe", by zdusić wszelkie kryzysy w zarodku, hiszpańskie papiery dziesięcioletnie mogą nadal mieć bardzo niskie rentowności (były one w zeszłym tygodniu mniejsze niż 0,5 proc.). Nowy hiszpański rząd może być w wyniku tego bardziej skłonny do przeprowadzania eksperymentów, które mogą się później odbić czkawką gospodarce.

Ekipa radykałów

W listopadzie 2019 r. odbyły się w Hiszpanii wybory parlamentarne. Drugie w tamtym roku, a czwarte w okresie czterech lat. Podobnie jak te przeprowadzone w kwietniu nie przyniosły wyraźnego rozstrzygnięcia. Najwięcej głosów – 28 proc. – zdobyła w nich socjalistyczna partia PSOE premiera Pedro Sancheza. Uzyskała tylko 120 mandatów, gdy do rządzenia potrzebnych jej jest 176. Próby porozumienia z kolejnymi dużymi siłami w parlamencie – centroprawicową Partią Ludową (88 mandatów) i nacjonalistyczną partią Vox (55 mandatów) – z różnych przyczyn odpadały. Jako partner koalicyjny pojawiła się więc radykalnie lewicowa partia Podemos (35 mandatów), która kiedyś postulowała wprowadzenie gwarantowanego dochodu podstawowego i utrzymywała dziwne relacje z wenezuelskim reżimem. – Nie mógłbym spać po nocach, gdyby moja partia kiedykolwiek związała się z Podemos – stwierdził kiedyś premier Sanchez. Mając do wyboru kolejne wybory i bezsenne noce, postawił jednak na to drugie i wszedł w koalicję z Podemos. Pablo Iglesias, przywódca tej radykalnie lewicowej partii, dostał w rządzie Sancheza stanowisko wicepremiera i resort spraw społecznych. Poza tym Ministerstwo ds. Równości dostała Irene Montero, konkubina Iglesiasa. To jednak nie wystarczyło, by zdobyć większość w parlamencie. Sanchez zabiegał więc o poparcie drobnych, jeszcze bardziej radykalnych partyjek. W swoim rządzie dał dwa resorty (pracy oraz spraw konsumenckich) komunistom ze Zjednoczonej Lewicy. Jego rząd wisi też na poparciu lewicowych nacjonalistów z Katalonii oraz Kraju Basków. To dosyć dziwna sytuacja, bo przecież niedawno hiszpański Sąd Najwyższy ogłosił, że nie będzie wykonywał wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie uszanowania immunitetu katalońskiego separatysty wybranego na europosła (Oriol Junqueras odsiaduje obecnie wyrok 13 lat więzienia za rebelię i malwersacje). Większość rządowa jest więc bardzo niepewna i zależna od tego, na jak wielkie koncesje wobec radykalnych partyjek może pójść rząd. Prawica obawia się, że zagrozi on ładowi konstytucyjnemu oraz integralności terytorialnej kraju, idąc na ustępstwa wobec katalońskich separatystów.

Nowa koalicja rządząca stawia sobie bardzo ambitne zadania. Chce m.in. wprowadzić podatek od transakcji finansowych i podnieść podatki ludziom zarabiającym ponad 130 tys. euro rocznie. Ma zostać też wprowadzona minimalna stawka CIT wynosząca 15 proc., a dla banków i firm energetycznych – 18 proc. Ma to utrudnić optymalizację podatkową. Płaca minimalna ma wzrosnąć w ciągu roku o 22 proc., do 1050 euro miesięcznie, a za cztery lata ma sięgnąć 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia (które obecnie wynosi 1970 euro). Prawo pracy ma zostać zaostrzone, tak by pracodawcom trudniej było zwalniać pracowników. Mogą zostać też wprowadzone maksymalne stawki czynszów. Mają za to zostać mocno podniesione wydatki socjalne. Rząd obiecuje m.in. bezpłatne żłobki oraz 16-tygodniowe płatne urlopy macierzyńskie i tacierzyńskie. Jednocześnie umowa koalicyjna mówi o „szanowaniu mechanizmów dyscypliny budżetowej". O to będzie się martwiła Nadia Calvino, nowa minister finansów. Wyznaczenie jej na to stanowisko jest wyraźnym sygnałem dla inwestorów, by nie obawiali się o hiszpańską politykę gospodarczą. Calvino to bowiem szanowana ekonomistka, która była w latach 2014–2018 dyrektorem generalnym ds. budżetu w Komisji Europejskiej. Typowano ją nawet na szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Foto: GG Parkiet

– Jej nominacja ma uspokoić środowiska biznesowe, ale ona będzie jak mały chłopiec z holenderskiej legendy tamujący własnym palcem przeciek w wale przeciwpowodziowym. Rząd przesunął się na skrajną lewicę – uważa John de Zulueta, przewodniczący organizacji pracodawców Circulo de Empresarios.

Prognozy Komisji Europejskiej mówią, że hiszpański deficyt finansów publicznych wyniesie w 2020 r. 2,2 proc. PKB, a dług publiczny 96,6 proc. PKB. Te przewidywania zostały spisane na jesieni, czyli jeszcze zanim powstał obecny rząd Sancheza. Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący KE, beształ jakiś czas temu listownie hiszpańskiego premiera za brak postępów w naprawianiu finansów publicznych. Plany nowego rządu dotyczące zwiększania wydatków fiskalnych raczej nie spodobają się w Brukseli. (No, chyba że z powodów politycznych przymknie na to oko). O ile Hiszpania obiecywała Brukseli, że zmniejszy w 2020 r. deficyt finansów publicznych do 1,1 proc. PKB, o tyle może się okazać, że przekroczy on 3 proc. PKB. – Pakiet fiskalny rządu Sancheza będzie oznaczał największy wzrost deficytu budżetowego od wielu lat, zmiażdży on unijne limity fiskalne i sprawi, że kraj znajdzie się znów pod nadzorem budżetowym UE – ostrzega Gregorio Izquierdo, dyrektor w organizacji pracodawców CEOE.

Foto: GG Parkiet

Inwestorzy na razie nie okazują jednak nerwowości. Pod koniec zeszłego tygodnia rentowność hiszpańskich obligacji dziesięcioletnich wynosiła 0,44 proc. Była nieco wyższa niż portugalskich (0,38 proc.), ale dużo mniejsza niż włoskich (1,39 proc.).

Lider doświadcza spowolnienia

Hiszpania była krajem, który najszybciej podnosił się z kryzysu w strefie euro. Nie potrzebowała pakietu ratunkowego. W jej przypadku skończyło się tylko na pakiecie wsparcia dla banków. Zorientowana na eksport gospodarka korzystała z globalnego ożywienia, a kraj osiągał tempo wzrostu PKB, które zaliczało się do najszybszych w strefie euro. W 2015 r. sięgnęło nawet 3,6 proc. PKB. Kraj jednak zaczął już doświadczać spowolnienia. O ile w 2018 r. PKB wzrósł o 2,6 proc., o tyle Komisja Europejska spodziewa się, że wzrost za 2019 r. wyniesie 1,9 proc., a za 2020 r. 1,5 proc. Choć Hiszpania pokazywana jest często jako kraj, który przeszedł udaną kryzysową transformację, to wielu Hiszpanów tego nie dostrzega. Stopa bezrobocia na jesieni 2019 r. przekraczała 14 proc. (spośród krajów strefy euro wyższa była tylko w Grecji). Co prawda zrobiono duży postęp od 2013 r., gdy dochodziła nawet do 27 proc., ale wielu Hiszpanów wciąż zmuszonych jest emigrować „za chlebem", nawet do państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Przepaść majątkowa pomiędzy krajami naszego regionu a Hiszpanią już zresztą bardzo mocno zmniejszyła się w ostatnich latach. W 2006 r. PKB na głowę (liczony według parytetu siły nabywczej) wynosił w Hiszpanii 31,3 tys. USD, w Polsce 16,7 tys. USD, na Węgrzech 21,5 tys. USD, a w Czechach 25 tys. USD. W 2019 r. sięgał on natomiast w Hiszpanii 41,6 tys. USD, w Polsce 33,9 tys. USD, na Węgrzech 34,1 tys. USD, a w Czechach 38,8 tys. USD. Czy polityka rządu Pedro Sancheza przyczyni się w nadchodzących latach do dalszego zmniejszania się tych różnic?

– Wdrożenie reform, które wymagają pewnego konsensusu, jest mało prawdopodobne, co zostawia wiele niezałatwionych spraw w momencie, gdy perspektywy gospodarcze się pogarszają. Ponadto kwestia niepodległości Katalonii dotyka wszystkich aspektów hiszpańskiej polityki, a zależność koalicji rządzącej od partii proniepodległościowych sprawia, że jest bardzo mało prawdopodobne, by rząd przetrwał przez pełną czteroletnią kadencję – prognozuje Angel Talavera, ekonomista z firmy badawczej Oxford Economics.

Pamiętajmy również, że rząd Sancheza nie jest pierwszym gabinetem w strefie euro, który stawiał sobie bardzo ambitne, radykalnie lewicowe cele. Bardziej radykalny program miał gabinet Aleksisa Ciprasa, który rządził Grecją w latach 2015–2019. Skończyło się wówczas na tym, że Cipras wdrażał fiskalne zaciskanie pasa z dużo większym zapałem niż jego poprzednicy i jeszcze cieszył się, że niemiecka kanclerz Angela Merkel okazuje mu poparcie. Fiasko rządów lewicy w Grecji wyniosło w 2019 r. do władzy prawicę. Sanchez ma zaś przeciwko sobie nie tylko spowolnienie gospodarcze, ale również sprawę Katalonii i kryzys imigracyjny.

Gospodarka światowa
Duża poprawa nastrojów w unijnym przemyśle. Nieoczekiwany efekt Donalda Trumpa?
Gospodarka światowa
Bank Japonii podniósł główną stopę do 0,5 proc.
Gospodarka światowa
Walka z emisjami CO2 nie jest już modna
Gospodarka światowa
Trump w Davos: Ceny ropy i stopy procentowe muszą spaść
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”
Gospodarka światowa
Turecki bank centralny znów obciął stopy
Gospodarka światowa
USA nie odetną się od Europy