Inwestorzy z rynku długu muszą być wielkimi optymistami, bo rentowność hiszpańskich obligacji wciąż jest zadziwiająco niska jak na kraj, w którym po raz pierwszy od lat 30. powstał rząd z udziałem radykalnej lewicy (otwarcie odwołującej się do komunistycznych tradycji i mającej wiele ciepłych słów na temat wenezuelskiego modelu gospodarczego). A może to nie tyle optymizm, ile skutki tego, że spora część rynków obligacji państw ze strefy euro została „znacjonalizowana" przez Europejski Bank Centralny? Póki pieniądze z EBC są pompowane na rynek, a inwestorzy mają pewność, że ten bank „zrobi wszystko, co możliwe", by zdusić wszelkie kryzysy w zarodku, hiszpańskie papiery dziesięcioletnie mogą nadal mieć bardzo niskie rentowności (były one w zeszłym tygodniu mniejsze niż 0,5 proc.). Nowy hiszpański rząd może być w wyniku tego bardziej skłonny do przeprowadzania eksperymentów, które mogą się później odbić czkawką gospodarce.
Ekipa radykałów
W listopadzie 2019 r. odbyły się w Hiszpanii wybory parlamentarne. Drugie w tamtym roku, a czwarte w okresie czterech lat. Podobnie jak te przeprowadzone w kwietniu nie przyniosły wyraźnego rozstrzygnięcia. Najwięcej głosów – 28 proc. – zdobyła w nich socjalistyczna partia PSOE premiera Pedro Sancheza. Uzyskała tylko 120 mandatów, gdy do rządzenia potrzebnych jej jest 176. Próby porozumienia z kolejnymi dużymi siłami w parlamencie – centroprawicową Partią Ludową (88 mandatów) i nacjonalistyczną partią Vox (55 mandatów) – z różnych przyczyn odpadały. Jako partner koalicyjny pojawiła się więc radykalnie lewicowa partia Podemos (35 mandatów), która kiedyś postulowała wprowadzenie gwarantowanego dochodu podstawowego i utrzymywała dziwne relacje z wenezuelskim reżimem. – Nie mógłbym spać po nocach, gdyby moja partia kiedykolwiek związała się z Podemos – stwierdził kiedyś premier Sanchez. Mając do wyboru kolejne wybory i bezsenne noce, postawił jednak na to drugie i wszedł w koalicję z Podemos. Pablo Iglesias, przywódca tej radykalnie lewicowej partii, dostał w rządzie Sancheza stanowisko wicepremiera i resort spraw społecznych. Poza tym Ministerstwo ds. Równości dostała Irene Montero, konkubina Iglesiasa. To jednak nie wystarczyło, by zdobyć większość w parlamencie. Sanchez zabiegał więc o poparcie drobnych, jeszcze bardziej radykalnych partyjek. W swoim rządzie dał dwa resorty (pracy oraz spraw konsumenckich) komunistom ze Zjednoczonej Lewicy. Jego rząd wisi też na poparciu lewicowych nacjonalistów z Katalonii oraz Kraju Basków. To dosyć dziwna sytuacja, bo przecież niedawno hiszpański Sąd Najwyższy ogłosił, że nie będzie wykonywał wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie uszanowania immunitetu katalońskiego separatysty wybranego na europosła (Oriol Junqueras odsiaduje obecnie wyrok 13 lat więzienia za rebelię i malwersacje). Większość rządowa jest więc bardzo niepewna i zależna od tego, na jak wielkie koncesje wobec radykalnych partyjek może pójść rząd. Prawica obawia się, że zagrozi on ładowi konstytucyjnemu oraz integralności terytorialnej kraju, idąc na ustępstwa wobec katalońskich separatystów.
Nowa koalicja rządząca stawia sobie bardzo ambitne zadania. Chce m.in. wprowadzić podatek od transakcji finansowych i podnieść podatki ludziom zarabiającym ponad 130 tys. euro rocznie. Ma zostać też wprowadzona minimalna stawka CIT wynosząca 15 proc., a dla banków i firm energetycznych – 18 proc. Ma to utrudnić optymalizację podatkową. Płaca minimalna ma wzrosnąć w ciągu roku o 22 proc., do 1050 euro miesięcznie, a za cztery lata ma sięgnąć 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia (które obecnie wynosi 1970 euro). Prawo pracy ma zostać zaostrzone, tak by pracodawcom trudniej było zwalniać pracowników. Mogą zostać też wprowadzone maksymalne stawki czynszów. Mają za to zostać mocno podniesione wydatki socjalne. Rząd obiecuje m.in. bezpłatne żłobki oraz 16-tygodniowe płatne urlopy macierzyńskie i tacierzyńskie. Jednocześnie umowa koalicyjna mówi o „szanowaniu mechanizmów dyscypliny budżetowej". O to będzie się martwiła Nadia Calvino, nowa minister finansów. Wyznaczenie jej na to stanowisko jest wyraźnym sygnałem dla inwestorów, by nie obawiali się o hiszpańską politykę gospodarczą. Calvino to bowiem szanowana ekonomistka, która była w latach 2014–2018 dyrektorem generalnym ds. budżetu w Komisji Europejskiej. Typowano ją nawet na szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
– Jej nominacja ma uspokoić środowiska biznesowe, ale ona będzie jak mały chłopiec z holenderskiej legendy tamujący własnym palcem przeciek w wale przeciwpowodziowym. Rząd przesunął się na skrajną lewicę – uważa John de Zulueta, przewodniczący organizacji pracodawców Circulo de Empresarios.