Czy ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, że Aleksander Łukaszenko „wygra" wybory prezydenckie na Białorusi? Nie miał ich nikt, kto wiedział, że to jego służby liczą głosy. Szok mogło natomiast wywołać to, że oficjalnie zdobył blisko 80 proc. głosów, a nie np. 52 proc. Zwolennicy jego opozycyjnej kontrkandydatki Swiatłany Cichanouskiej (żony popularnego blogera Siarhieja Cichanouskiego, który sam miał startować w wyborach, ale trafił do aresztu) twierdzą, że to ona zdobyła 80 proc. głosów, ale to wyliczenia oparte na szacunkach. Tego, jak się rzeczywiście rozłożyły głosy, nie wiadomo. Opozycja wyszła na ulice, by pokazać swój gniew, i przez Białoruś przetacza się największa od wielu lat fala protestów. Co prawda w niektórych mniejszych miastach demonstranci zdołali dać odpór milicji, ale w Mińsku służby ostro i brutalnie wzięły się do ich rozpędzania. Zadbały też o to, by odciąć Białorusinom internet. Państwa Europy Zachodniej, zwykle bardzo chętne do podkreślania swojego zamiłowania do demokracji i praw człowieka, tym razem odpowiedziały niemrawymi deklaracjami. Być może są ostrożne, bo pamiętają, jak ukraińska rewolucja z przełomu 2013 i 2014 r. posłużyła Putinowi za pretekst do zajęcia Krymu i rozpoczęcia wojny na Ukrainie. Wygląda na to, że o losie Łukaszenki zdecyduje Moskwa. Albo uzna ona, że jest on przeszkodą dla dalszej integracji Białorusi z Rosją, albo postanowi, że może on jeszcze kilka lat pozostać u władzy. Do kogo będzie mógł się on bowiem zwrócić o pomoc, jeśli relacje z Zachodem będą zamrożone?
Zmęczenie materiału
„Nerwowe zachowanie Łukaszenki i jego sprzeczne wypowiedzi kreują wrażenie, że jego reżim dożywa swych dni. Ta panika może się jednak okazać zwodnicza. Łukaszenko jest znany z tego, że traci nerwy i przesadnie reaguje na działania opozycji za każdym razem, gdy zwołuje wybory. Nie wpływa to jednak na fundamenty reżimu, które są nadal mocne. Zarówno Rosja, jak i Zachód mogą być zmęczone sprytnym białoruskim autokratą, ale wciąż postrzegają go jako mniejsze zło, a krajowa opozycja ma małe szanse na to, że podziały wśród elit władzy przekształcą niezadowolenie społeczne w zmianę na szczycie" – piszą analitycy Moscow Carnegie Center. Zwracają uwagę, że na korzyść białoruskiego reżimu działa choćby to, że na Białorusi nie powstała klasa oligarchów (takich jak np. na Ukrainie), którzy mogliby wspierać opozycję i zagrozić prezydentowi. Politycy pozbawiani przez Łukaszenkę stanowisk nie zakładają partii opozycyjnych, tylko cieszą się, że nie trafili do więzień, choćby pod zarzutami korupcyjnymi. Tajne służby Łukaszenki kontrolują się zaś nawzajem i czasem potrafią zadziałać ostro nawet wobec swojego rosyjskiego sojusznika. (O czym świadczyło zatrzymanie w Mińsku przed wyborami grupy rosyjskich najemników).
„W czasie wyborów kandydaci opozycji zajęli przyjazne stanowisko wobec Rosji i unikali prozachodniej retoryki, ale to w oczach Kremla znaczy niewiele. Jest jasne, że każdy białoruski prezydent poza Łukaszenką miałby większe szanse na zdywersyfikowanie międzynarodowych relacji swojego kraju, niezależnie od tego, jak prorosyjskie poglądy miałby w chwili zdobycia władzy" – dodają eksperci Moscow Carnegie Center.