Bezumowny brexit coraz bardziej realny

Jeśli w ostatniej chwili nie zdarzy się jakiś cud, to Zjednoczone Królestwo wyjdzie ze wspólnego rynku bez umowy handlowej.

Publikacja: 12.12.2020 17:47

Brytyjski premier Boris Johnson widzi małe szanse na umowę z Unią Europejską.

Brytyjski premier Boris Johnson widzi małe szanse na umowę z Unią Europejską.

Foto: Bloomberg, HENRY NICHOLLS HENRY NICHOLLS

Od wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej Londyn i Bruksela miały prawie dziewięć miesięcy na wynegocjowanie umowy o handlu i bezpieczeństwie, która regulowałaby ich relacje po 31 grudnia 2020 r., czyli po zakończeniu brexitowego okresu przejściowego. Negocjacje były prowadzone przez doborowe zespoły unijnych i brytyjskich dyplomatów. I efekt ich rozmów jest jak na razie taki, że do zamknięcia tego wydania „Parkietu" nadal nie było wiadomo, na jakich dokładnie warunkach będą oparte relacje gospodarcze Wielkiej Brytanii oraz UE. Elity polityczne z Londynu i Brukseli trzymały środowiska biznesowe w wielkiej niepewności na 20 dni przed zakończeniem okresu przejściowego. Brytyjski premier Boris Johnson zdołał w środę wieczorem uzgodnić w Brukseli, że negocjacje w sprawie umowy będą trwały do niedzieli. Jeśli porozumienia nie będzie do tego czasu, to nie będzie (przynajmniej w tym roku) powrotu do negocjacji. Obie strony mogą się jeszcze w ostatniej chwili dogadać, ale ryzyko „bezumownego" brexitu bardzo mocno wzrosło. Johnson stwierdził w piątek, by Brytyjczycy przygotowali się na ten scenariusz a Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, mówiła, że szanse na porozumienie są małe.

Groźba „bezumownego" brexitu przyczyniła się podczas piątkowej sesji do umiarkowanej wyprzedaży brytyjskich aktywów. Kurs funta spadł poniżej 1,32 dol., czyli stał się najniższy od ponad miesiąca. Czy jednak po tych wszystkich wstrząsach i zawirowaniach, które dotknęły świat, twardy brexit byłby jednak rzeczywiście dużym szokiem? Wygląda na to, że przynajmniej w Wielkiej Brytanii opinia publiczna już dawno przygotowała się psychologicznie na taki scenariusz. Co się dokładnie jednak stanie, jeśli nie dojdzie do porozumienia między UE a Wielką Brytanią?

Noworoczny chaos

Jeśli założymy, że umowy handlowej nie będzie, to 1 stycznia 2021 r. Wielka Brytania opuści unijny wspólny rynek. Nie oznacza to oczywiście pełnego zerwania stosunków, ale nastąpi powrót barier w handlu towarami, usługami oraz w przepływie kapitału i ludzi. Wiele kwestii dotyczących przyszłych relacji zostało już uregulowanych w porozumieniu, na podstawie którego Wielka Brytania wyszła z Unii. Inne – np. sprawę kontroli na granicy pomiędzy Irlandią Płn. a Republiką Irlandii – doprecyzowano w ostatnich miesiącach. Nie ustalono jednak m.in. tego, jakie cła mogą obowiązywać w relacjach handlowych między Wielką Brytanią a UE. W przypadku braku umowy handlowej obowiązywać będą więc ogólne zasady Światowej Organizacji Handlu (WTO). Zwolennicy brexitu porównują to do relacji, jakie UE ma obecnie z Australią.

– Australia mierzy się z całkiem sporymi barierami wejścia na rynek unijny. Takie rozwiązanie byłoby więc dosyć rozczarowujące dla Wielkiej Brytanii – stwierdził Malcolm Turnbull, były australijski premier.

Foto: GG Parkiet

To, jakie dokładnie będą obowiązywać cła, będzie zależało od decyzji Londynu i Brukseli. British Retail Consortium prognozuje, że z powodu powrotu ceł ceny samochodów mogą wzrosnąć w Wielkiej Brytanii o 10 proc., a niektórych artykułów żywnościowych (np. sera i wołowiny) nawet o 50 proc. 30 proc. żywności sprowadzanej do brytyjskich supermarketów jest importowana. Oczywiście z czasem importerzy mogą przestawić się na bardziej konkurencyjne towary spoza UE. Straty na unijnych cłach mogą jednak ponieść brytyjscy producenci żywności. – Spodziewamy się niewiarygodnych podwyżek ceł w każdym sektorze. 62 proc. na jagnięcinę, 85 proc. na wołowinę, 51 proc. na słód i jęczmień. To będzie bardzo okrutne i może nas kosztować łącznie 1,36 mld funtów – ocenia Minette Batters, przewodnicząca brytyjskiego Narodowego Związku Farmerów.

Powrócą również kontrole celne, deklaracje eksportowe oraz kontrole sanitarne zwierząt i produktów odzwierzęcych. Brytyjskie towary wjeżdżające do UE będą poddane pełnej kontroli, a unijne sprowadzane do Wielkiej Brytanii będą przez pierwsze pół roku poddawane jedynie częściowym kontrolom. Rząd brytyjski w najbardziej pesymistycznym scenariuszu prognozował, że ciężarówki mogą czekać w Dover na transport do Francji nawet dwa dni, a 60 proc. kierowców może nie mieć przy sobie 1 stycznia właściwych dokumentów. Kontrole celne na granicy Irlandii Północnej będą przebiegały jednak prościej. Deklaracje eksportowe przy wysyłaniu do tej prowincji towarów z reszty Wielkiej Brytanii będą wymagane jedynie w przypadku niektórych zwierząt i diamentów. Kontrole na granicy z Republiką Irlandii będą prowadzili brytyjscy funkcjonariusze, których pracy czasem będą się przyglądać unijni urzędnicy.

Brytyjskie instytucje finansowe będą miały po 1 stycznia dostęp do unijnego wspólnego rynku na zasadzie wzajemności, czyli podobnie jak mają amerykańskie czy japońskie. Komisja Europejska może jednak zupełnie arbitralnie ograniczyć ten dostęp z zaledwie 30-dniowym wypowiedzeniem. Jak na razie deklarowała ona jednak, że dostęp będzie utrzymany dla londyńskich izb rozliczeniowych, przez które przechodzi ogromna część transakcji na aktywach ze strefy euro.

Do uregulowania są też kwestie związane z transportem. Komisja Europejska zapowiedziała, że przyjmie rozporządzenie pozwalające na sześć miesięcy na ruch lotniczy bez zakłóceń między UE a Wielką Brytanią. Podobne rozporządzenie ma dotyczyć również ruchu drogowego. KE chce również dostępu unijnych statków do brytyjskich łowisk do 31 grudnia 2021 r. lub do zawarcia porozumienia o połowach (jeśli doszłoby do niego wcześniej). Warunkiem jednak wprowadzenia tych rozporządzeń jest przyjęcie przez Wielką Brytanię podobnych przepisów. „Nasze odpowiednie przygotowanie do 1 stycznia 2021 r. jest obecnie ważniejsze niż kiedykolwiek. Zakłócenia będą miały miejsce, niezależnie od tego, czy porozumienie w sprawie przyszłej współpracy między UE a Wielką Brytanią zostanie zawarte, czy nie. Jest to naturalna konsekwencja decyzji Wielkiej Brytanii o wystąpieniu z Unii i zaprzestaniu uczestnictwa w jednolitym rynku UE oraz w unii celnej" – mówi komunikat KE.

Brytyjczycy uznali tę deklarację za element szantażu i próbę wymuszenia na ich kraju otwarcia dostępu do łowisk. Istnieje też ryzyko, że po 1 stycznia obywatele brytyjscy zostaną objęci czasowym zakazem wjazdu do UE – ze względu na pandemię Covid-19. Tymczasem obywatele państw UE będą mogli zostać na terenie Wielkiej Brytanii bez wypełniania formalności przez pierwsze pół roku od zakończenia okresu przejściowego. Później będą musieli składać wnioski o przedłużenie pobytu. Nowi imigranci będą wpuszczani do Zjednoczonego Królestwa na podstawie systemu punktowego, czyli preferującego pracowników wykwalifikowanych i ludzi wykształconych. Tymczasem Brytyjczycy posiadający domy w Unii Europejskiej będą musieli składać wnioski wizowe, jeśli będą chcieli przebywać na terenie UE dłużej niż 90 dni (dwa razy do roku). Mogą również wnosić o rezydenturę w krajach, w których posiadają nieruchomości, ale to wiązałoby się z koniecznością płacenia podatków w tych krajach i utratą dostępu do brytyjskich świadczeń medycznych.

Być może jednak niedogodności związane z „bezumownym" brexitem zostaną złagodzone jeszcze przed końcem roku za pomocą miniumów dotyczących takich obszarów, jak transport czy imigracja. Byłoby to w najlepszym interesie obywateli UE i Zjednoczonego Królestwa. No chyba że Bruksela chce ukarać Wielką Brytanię i skłonić do ustępstw. Pojawiają się już przecież pomysły, by w 2021 r. „na spokojnie" powrócić do negocjacji umowy handlowej. „Zmiękczona" Wielka Brytania mogłaby wówczas pójść na większe ustępstwa. Czy jednak zgodziłaby się na francuskie żądania mówiące o wprowadzeniu mechanizmu karania Brytyjczyków za zbyt wolne dostosowywanie się do unijnych regulacji? Na to nie wygląda. Dla Brytyjczyków to nieprzekraczalna linia. Odzyskanie swobody regulacyjnej jest bowiem jedną z najważniejszych korzyści z brexitu. To dzięki temu w Wielkiej Brytanii dopuszczono już do użytku szczepionkę na Covid-19, gdy UE musi poczekać jeszcze kilka tygodni, aż jej urząd regulacyjny podejmie decyzję.

Uciekający czas

Co jednak, jeżeli jakimś cudem dojdzie w ten weekend do zawarcia umowy handlowej pomiędzy Wielką Brytanią a UE? Wówczas będzie bardzo mało czasu na jej przegłosowanie. Jest raczej mało prawdopodobne, by Parlament Europejski przyjął umowę w trakcie sesji między 14 a 17 grudnia. Może jednak dojść do zwołania jego nadzwyczajnej sesji na 28 grudnia. Zapewne towarzyszyłby jej nadzwyczajny szczyt Rady Europejskiej. Na umowę musiałoby się też zgodzić 27 państw UE. W niektórych z nich decydowałyby rządy, a w niektórych parlamenty. Pośpiech przy ratyfikacji byłby tak duży, że wielu parlamentarzystów jedynie bardzo pobieżnie zapoznałoby się z umową. Już wcześniej unijni urzędnicy ostrzegali, że do końca roku może nie dać się przetłumaczyć umowy na wszystkie języki narodowe obowiązujące w UE. Porozumienie musiałby zatwierdzić również parlament brytyjski – a on już wielokrotnie pokazał, że potrafi sprawiać różne niespodzianki w kwestii brexitu. Premier Johnson musiałby przekonać do porozumienia sporą grupę eurosceptycznych deputowanych. A dla nich już nawet obecność grupki kilkunastu unijnych urzędników w Irlandii Północnej jest czymś trudnym do przyjęcia. Tak więc nawet wynegocjowanie umowy w Brukseli nie gwarantuje tego, że ona wejdzie w życie na czas.

czas.

 

Gospodarka światowa
Duża poprawa nastrojów w unijnym przemyśle. Nieoczekiwany efekt Donalda Trumpa?
Gospodarka światowa
Bank Japonii podniósł główną stopę do 0,5 proc.
Gospodarka światowa
Walka z emisjami CO2 nie jest już modna
Gospodarka światowa
Trump w Davos: Ceny ropy i stopy procentowe muszą spaść
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”
Gospodarka światowa
Turecki bank centralny znów obciął stopy
Gospodarka światowa
USA nie odetną się od Europy