Scott Morrison
Australia była przez całe lata wskazywana jako przykład kraju, który może być jednocześnie sojusznikiem USA i utrzymywać znakomite relacje gospodarcze z Chinami. Pokazywały to wyraźnie dane dotyczące handlu międzynarodowego. Australijski eksport do Chin sięgnął w 2019 r., według danych ONZ, 103 mld USD. Państwo Środka przyjmowało wówczas ponad 30 proc. australijskiego eksportu. Chińczycy wykupywali wówczas całość australijskiego eksportu rudy niklu, 95 proc. eksportu drewna, 83 proc. rudy żelaza, 77 proc. wełny i 54 proc. jęczmienia. Ta handlowa sielanka zaczęła się jednak psuć, po tym jak w kwietniu 2020 r. australijski premier Scott Morrison wezwał do śledztwa międzynarodowego w sprawie okoliczności wybuchu pandemii. Chińczycy uznali to za bluźnierstwo, a Cheng Jinye, ich ambasador w Canberze, zapowiedział bojkot australijskiego wina, wieprzowiny, turystyki i uczelni. 11 maja chiński regulator wstrzymał import wołowiny z zakładów czterech największych australijskich producentów. Wkrótce później zaostrzono przepisy dotyczące importu australijskiej rudy żelaza, a władze w Pekinie przestrzegły obywateli ChRL, by nie jeździli do Australii ze względu na „panujący tam rasizm". W lipcu rząd Australii zerwał traktat o ekstradycji z Hongkongiem i zapowiedział przedłużenie wiz dla 10 tys. obywateli tej metropolii. W sierpniu dodatkowo zdenerwował Chiny, rozpoczynając prace nad ustawą ułatwiającą mu blokowanie inwestycji zagranicznych ze względów bezpieczeństwa narodowego. Pojawiły się więc doniesienia o tym, że chińskie władze nakazują państwowym spółkom wstrzymywać zakupy australijskiego węgla. Podobne półoficjalne zakazy lub podwyżki ceł dotknęły też: jęczmień, drewno, cukier, miedź i homary.
Środowiska biznesowe zapewne liczyły na to, że ta wojna handlowa osłabnie po tym, jak 15 listopada Australia i Chiny znalazły się wśród 15 sygnatariuszy Regionalnego Kompleksowego Partnerstwa Gospodarczego (RCEP), czyli układu o strefie wolnego handlu w regionie Azji i Pacyfiku. Zaledwie trzy dni później chiński MSZ przedstawił jednak szokującą listę pretensji wobec rządu Australii, a 28 listopada zostało nałożone karne 212-proc. cło na australijskie wina. Przekaz był więc jasny: wojna handlowa jest karą za to, że Australia zajmuje w pewnych kwestiach odmienne stanowisko od Pekinu, a umowy o wolnym handlu nie przeszkodzą w jej ukaraniu.
Pokazowy atak
– Chiny są wściekłe. Jeśli chcecie, by były wrogiem Australii, to będą – powiedział jeden z chińskich dyplomatów podczas briefingu dla dziennikarzy w Canberze. Odnosił się w ten sposób do osławionej listy „14 pretensji". Lista ta wskazywała, że władzom ChRL nie podoba się nie tylko stanowisko władz Australii dotyczące praw człowieka w Hongkongu i w Tybecie oraz wyłączenie koncernu Huawei z budowy australijskiej sieci 5G, ale również choćby to, że państwowe granty dostaje Australijski Instytut Polityki Strategicznej, który publikuje „antychińskie" analizy. Historia dyplomacji zna mało przypadków publikowania tego typu list pretensji. Zwykle ogłaszano je jako wojenne ultimatum.
– Chińskie pretensje dotyczą w dużym stopniu tego, że Australia jest demokracją. Kraje regionu będą się uważnie przyglądać australijskim doświadczeniom i wyciągną z nich wnioski. Jestem pewny, że Chiny będą obwiniać wszystkich dookoła, ale jeśli się grozi wszystkim, to nie zdobywa się przyjaciół – stwierdził Malcom Turnbull, premier Australii z lat 2015–2018.