Za to wydatki państwa – choć wydawało się, że np. pomoc dla uchodźców czy konieczne wsparcie dla armii mocno je podwyższą – w relacji do PKB mają zwiększyć się tylko delikatnie, o 0,2 pkt proc., do 44,4 proc. – Deficyt, struktura dochodów i wydatków państwa – to zawsze są wybory polityczne. Ale moim zdaniem strategia obniżania dochodów w obliczu wojny, zagrożenia militarnego, napływu uchodźców itp. nie jest rozwiązaniem optymalnym – komentuje Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska.
Koszty inflacji
I dodaje, że rząd myśli raczej o tym, by zwiększać transfery kompensujące obywatelom rosnące koszty życia (a taką funkcję pełni reforma podatkowa i tarcza antyinflacyjna), zamiast myśleć o tym, jak zapewnić środki na poprawę jakości usług publicznych.
– Będziemy potrzebować silnych, dobrze działających instytucji, choćby w zakresie edukacji, rynku pracy, zdrowia, obronności. I dużych inwestycji wzmacniających długofalowy rozwój kraju. Na to wszystko potrzeba większych wydatków publicznych i trwałych źródeł finansowania. Obniżenie podatków nie idzie tu w parze – mówi Bielski.
Ekonomiści wytykają też, że ekspansywna polityka fiskalna jest kontrproduktywna dla walki z inflacją, wprost odwrotnie – strumień transferów kierowany szeroko do wszystkich podatników inflację wzmacnia. Ale w WPFP brakuje na ten temat refleksji, choć rząd przyznaje, że budżet państwa jeszcze w tym roku zacznie ponosić koszty inflacji i dużych podwyżek stóp procentowych w Polsce. Okazuje się, że na obsługę zadłużenia rząd będzie musiał wydać w tym roku aż 1,7 proc. PKB wobec 1,1 proc. PKB w 2021 r., a w przyszłym roku – 2,1 proc. PKB.
Zbyt gładka ścieżka
Ciekawe, że w kolejnych latach rząd planuje powolną redukcję deficytu, do 2,5 proc. PKB w 2025 r., podobnie powoli spadać ma zadłużenie w relacji do PKB. – Ale to zacieśnienie fiskalne nie będzie zbyt ostre – zauważa Borowski. Jak wyjaśnia, założona ścieżka redukcji nie wynika z jakiegoś specjalnego wysiłku fiskalnego, nie zakłada dostosowań i oszczędności. Ma wynikać raczej z ciągle w miarę dobrej koniunktury, wysokiego nominalnego tempa wzrostu PKB, przy utrzymaniu dotychczasowej polityki rządu.
– Prognozy zawarte w WPFP kreślą obraz, w którym wpływ wojny i wysokich stóp procentowych na gospodarkę będzie ograniczony. Ma ona na tyle miękko wylądować, że nie doprowadzi do nierównowagi makroekonomicznej, inflacja nie utrwali się na wysokim poziomie, nie nastąpi wzrost bezrobocia, a finanse publiczne prześlizgną się przez tę sytuacji w miarę gładko – podsumowuje Borowski. – Ale to wszystko przy założeniu, że nie będzie żadnego kolejnego wstrząsu. Pytanie, co będzie, jeśli jednak dojdzie np. do zaostrzenia sytuacji geopolitycznej, jakiegoś szoku popytowego, głębokiej technicznej recesji czy turbulencji innego rodzaju. Wówczas finanse publiczne będą w dużym kłopocie. Jednak rząd w swoich prognozach nie uwzględnia takiego ryzyka – wytyka Borowski.