To był Czarny Poniedziałek na giełdzie w Szanghaju. Indeks Shanghai Composite stracił w ciągu jednego dnia aż 8,5 proc. i był to jego największy dzienny spadek od lutego 2007 r. Od czerwcowego szczytu obniżył się aż o 38 proc. i zniwelował całą tegoroczną zwyżkę. Fala wstrząsowa szybko przetoczyła się przez rynki azjatyckie, dotarła do Europy i przeniosła się za Ocean. Tokijski indeks Nikkei 225 spadł aż o 4,6 proc., tajwański indeks TWSE stracił 7,5 proc. i był to jego największy dzienny spadek w historii, australijski ASX 200 tąpnął o ponad 4 proc., indyjski Sensex o 6,2 proc. Polski WIG20 spadał w ciągu dnia nawet o 7,5 proc. i znalazł się najniżej od lata 2012 r. - Rynki panikują. To przypomina azjatycki kryzys finansowy z lat 90. Spekulanci pozbywają się aktywów, które wydają się im najbardziej wrażliwe - twierdzi Takao Masai, szef działu analiz japońskiego Shinsei Banku.
Panika nie oszczędza rynków rozwiniętych. Wiele europejskich indeksów giełdowych traciło podczas poniedziałkowej sesji ponad 5 proc. Niemiecki indeks DAX od tegorocznego szczytu spadł już ponad 20 proc. i niemal zniwelował tegoroczne zwyżki. Paneuropejski indeks FTSEEurofirst 300 stracił od początku sierpnia ponad 10 proc. a jego kapitalizacja zmniejszyła się o 1 bln euro. To może być dla niego najgorszy miesiąc od października 2008 r. Amerykańskie indeksy S&P 500 i Dow Jones Industrial znalazły się najniżej od października 2014 r. Drugi z nich tracił na poniedziałkowym otwarciu sesji ponad 6 proc.
Obawy inwestorów koncentrują się wokół Chin. Odkąd 11 sierpnia Ludowy Bank Chin zdewaluował juana (co zostało odebrane przez rynek jako kolejny sygnał o osłabieniu chińskiej gospodarki) ze światowych rynków akcji wyparowało już około 5 bln USD. Obawy o kondycję Chin - drugiej, a według niektórych wyliczeń pierwszej gospodarki świata - biją szczególnie w ceny surowców, akcje spółek naftowych i górniczych (patrz też ramki niżej) oraz papiery firm technologicznych.
- Inwestorzy obawiają się dalszej słabości gospodarczej Chin, bólu na rynkach surowcowych oraz niepewności związanej z polityką Fedu oraz Ludowego Banku Chin. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ceny surowców i akcji zaczynają korelować ze sobą podobnie jak w 2000 r., podczas pęknięcia bańki dot.com, czyli gdy kryzys na rynkach wschodzących przekształcił się w amerykańską recesję - wskazuje Kit Juckes, strateg z Societe Generale.
Coraz częściej słychać, że trwająca od 2009 r. hossa, napędzana m.in. polityką banków centralnych, dobiegła końca i rynki czeka dalszy ciąg silnej korekty oraz wiele miesięcy podwyższonej zmienności.