Techniczny układ w jakim indeks największych spółek znalazł się na otwarcie 2020 roku pozostaje jednak bardzo problematyczny. Nie chodzi przy tym o ujemny bilans poprzednich 12 miesięcy, czy nawet o idącą za tym relatywną słabość wobec ogółu światowych rynków wschodzących reprezentowanych przez MSCI Emerging Markets Index, który w tym czasie zdołał zyskać 15,5 proc.
O ile jeszcze na przestrzeni września i października można było sądzić, iż WIG20 odzyskuje korelację z nastrojami EM, to nowe minima bessy, jakie pojawiły się w pierwszej połowie grudnia wydają się taką poprawę po raz kolejny odsuwać w czasie.
Z punktu widzenia samego WIG20 struktura spadkowa budowana niemal przez cały miniony rok wygląda na niezakończoną, a należy przy tym brać pod uwagę, iż na jakiś czas straci on wsparcie ze strony pozostałych rynków wschodzących. Licząc od sierpnia MSCI EM Index zbudował już bowiem charakterystyczny elliottowski 5-falowy impuls wzrostowy i przejście do większej korekty byłoby w tej sytuacji całkiem naturalne. Można wprawdzie też przyjąć, iż właściwie stan rodzimego rynku oddaje WIG, który broniąc sierpniowego dna daje możliwość określenia późniejszych wahań czymś w rodzaju z trudem rodzącej się hossy, jednak sądząc po poprzednich cyklach koniunkturalnych w określeniu granicy między rynkiem niedźwiedzia i byka nie powinno być w przypadku głównych indeksów takich rozbieżności, jak obecnie.