Tym samym jest to teraz trzecia co do popularności kategoria produktów w ofercie TFI, po funduszach absolutnej stopy zwrotu i obligacji korporacyjnych.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ostatnio fundusze gotówkowe i pieniężne dają zarobić mniej niż lokaty, dla których powinny być alternatywą. Ich średni dwunastomiesięczny wynik to 1,6 proc. Średnie oprocentowanie lokaty założonej 12 miesięcy temu – 1,8 proc. (oprocentowanie nowych depozytów dla gospodarstw domowych na okres od 6 do 12 miesięcy, według NBP). Najbardziej popularny fundusz w tej grupie (350 mln zł sprzedaży netto tylko w I kw.) – Investor Płynna Lokata, z wynikiem 2,9 proc., był akurat zdecydowanie lepszy, ale średnia stopa zwrotu całej grupy pokazuje, że to raczej wyjątek od reguły.
Dlaczego aż tyle pieniędzy płynie do funduszy, które choć powinny być ciekawym zamiennikiem lokaty, zarabiają mniej, a do tego nie dają żadnej gwarancji kapitału? – To banki kierują do tego typu produktów oszczędności, które inaczej trafiłyby na lokaty – mówi Mariusz Staniszewski, prezes Noble Funds TFI. W 2016 r. wartość udzielonych kredytów wzrosła o 5 proc., wartość depozytów – o prawie 10 proc. Kredytodawcom nie zależy więc na dalszym przyjmowaniu depozytów.
– Fundusze, w których potencjalny zysk dla inwestora jest ograniczony, są również mało rentowne dla dystrybutorów. Dlatego można się spodziewać, że strategie gotówkowe i pieniężne są dopiero pierwszym krokiem – produktami, dzięki którym klienci mają się oswoić z funduszami, tak aby później stopniowo inwestować w coraz bardziej ryzykowne i potencjalnie bardziej zyskowne fundusze – przekonuje Staniszewski i zapewnia, że banki nie chcą już popełniać błędów ostatnich lat, gdy oferowały klientom struktury, ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe (UFK) i inne skomplikowane produkty. Dlatego zaczynają od najprostszych funduszy, nawet jeżeli w krótkim terminie nie opłaca się to ani im, ani klientom. Takie podejście może jednak zaprocentować w dłuższym okresie.