Według danych IZFiA w lipcu saldo wpłat do funduszy inwestycyjnych było nieco wyższe niż wypłat, jednak ogółem w ostatnich miesiącach zdecydowanie przeważają umorzenia. To dość zaskakujące z uwagi na bardzo niskie stopy procentowe i oprocentowanie lokat. Fundusze inwestycyjne w takich warunkach powinny być atrakcyjną alternatywą. Dlaczego tak się nie dzieje?
Powinny być, ale z kilku powodów nie są. Głównym powodem jest utrata zaufania do rynku kapitałowego po doświadczeniach z lat 2017 i 2018. Inwestorzy w tym czasie notowali ujemne stopy zwrotu, które często powodowały, że ich oszczędności mocno się skurczyły. Dlatego nastąpił odwrót. Jeśli na czymś nie zarabiamy lecz tracimy, zaufanie znika. Ponieważ było kilka bardzo niebezpiecznych dla inwestorów przypadków i dosyć duża grupa inwestorów zanotowała ujemne wyniki, a niektórzy zastanawiali się wręcz jaką część kapitału odzyskają, to taki odruch był naturalny. Inwestowanie w fundusze wiąże się z emocjami, więc jeśli są one negatywne, to następują odpływy. Dzisiaj liczy się bardziej bezpieczeństwo a nie stopa zwrotu z kapitału.
Czy pojedyncze TFI jest w stanie odwrócić te tendencje i zachęcić do inwestowania?
To jest zadanie nie tylko dla zarządzających i TFI, lecz dla całego rynku kapitałowego, w tym dla banków. Warto przypomnieć, że te mało przyjemne wydarzenia z ostatnich lat, o których wspomniałam, nie odbywały się w próżni rynku finansowego. Wierzytelności były nabywane od banków, obligacje były oferowane przez banki a i fundusze oparte o te obligacje i wierzytelności były w części dystrybuowane przez bankowy system. Zaufanie zostało nadwyrężone do dystrybucji produktów finansowych w ogóle. Dziś cały rynek musi zapracować na to, żeby je odzyskać. Zaufanie traci szybko a odzyskuje długo.