Niewykorzystane okazje się mszczą. Ta stara piłkarska prawda może znaleźć także odzwierciedlenie na rynku walutowym. Para EUR/PLN mimo kilku sprzyjających czynników nie potrafiła zejść poniżej 4,55. Teraz natomiast warunki się zmieniły i na chwilę obecną argumenty przechodzą na stronę tych, którzy grają na osłabienie złotego.
Zamiana ról
W poniedziałek nasza waluta wyraźnie traciła zarówno wobec dolara, jak i euro. Po południu wycena dolara skoczyła do 4,43 zł, co oznacza wzrost o 1,2 proc. w stosunku do tego, co widzieliśmy w piątek. W relacji do euro złoty tracił około 0,5 proc. i za europejską walutę trzeba było płacić prawie 4,64 zł. Poniedziałkowy ruch to przede wszystkim efekt globalnej ucieczki od ryzyka. Tradycyjnie w takim otoczeniu głównym wygranym był dolar, a pod presją znalazły się m.in. waluty krajów rozwijających się, do których należy złoty. Problem jednak w tym, że przepływy kapitału związane z globalnym nastawieniem do ryzyka to niejedyne wyzwanie dla złotego. Swoje zrobiły także czynniki, które do tej pory działały na korzyść naszej waluty.
Czytaj więcej
Europejskie indeksy w poniedziałek znalazły się pod presją. W gronie tym był również francuski CAC40, w przypadku którego doszedł jeszcze czynnik lokalny w postaci pierwszej tury wyborów parlamentarnych.
Zaskoczeniem okazało się chociażby ostatnie złagodzenie retoryki Adama Glapińskiego, prezesa NBP, który podczas otwartej konferencji mówił już nie tylko o podwyżkach stóp procentowych, ale zaczął również kreślić scenariusz ewentualnych obniżek stóp.