Sytuacja na rynku polskiego długu nieco uspokoiła się wobec szalonej przeceny, jaką oglądaliśmy jeszcze w końcówce ubiegłego tygodnia, gdy rentowność dziesięcioletnich obligacji (porusza się odwrotnie niż ceny) przebiła poziom 9 proc. W środę rentowność tych papierów na zamknięciu wynosiła nawet nieco poniżej 8 proc.
Ekonomiści wyjaśniają, że to efekty ogółem lepszych nastrojów na globalnych rynkach. – Trochę spadły obawy przed ostrym zacieśnianiem polityki pieniężnej przez główne banki centralne wobec gorszych danych o koniunkturze – mówi Piotr Bielski, główny ekonomista Santander Bank Polska. Ciepły październik i pełne magazyny gazu spowodowały też spadki cen tego surowca na giełdach, co z kolei oddaliło na chwilę widmo kryzysu energetycznego.
– Ale wcale nie jest powiedziane, że obecne nastroje będę trwałe. Moim zdaniem pewne uspokojenie na rynkach długu jest jedynie chwilową korektą w trendzie wzrostu rentowności. Nie zdziwiłbym się, gdyby przeceny wróciły, niestety bijąc kolejne rekordy – ocenia Bielski.
W przypadku Polski taki kolejny rajd na papierach skarbowych może być szczególnie bolesny. Jeśli ich rentowności przekroczą pewną granicę, koszty pożyczania mogą się stać dla budżetu zbyt dużym obciążeniem. Czy jednak władze publiczne mogą coś zrobić, by uniknąć katastrofy na rynku długu?
– Mogą i powinny, bo ściana jest coraz bliżej. Najwyższa pora hamować – komentuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jak dodaje, wbrew wypowiedziom przedstawicieli polskiego rządu, które sugerują strategię na przeczekanie, to właśnie rząd ma wiele do zrobienia. – Odczuwalna poprawa lokalnej sytuacji na polskim rynku długu wymagałaby natychmiastowego odblokowania silnego napływu funduszy unijnych – podkreśla Jankowiak.