Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Od momentu wybuchu pandemii średnie dzienne obroty na głównym rynku akcji przekraczały praktycznie w każdym miesiącu 1 mld zł. Dla naszego rynku początkowo było to coś niezwykłego. Świeżo w pamięci były bowiem lata, w których osiągnięcie 900 mln zł średniego obrotu było już traktowane jako naprawdę dobry wynik. Tak jak jednak zostało to wspomniane na początku: do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Pandemiczny ponad 1 mld zł po pewnym czasie zaczął być traktowany jako nowy standard. Upadek z tego konia może być naprawdę bolesny. Pierwsze oznaki gasnącego zainteresowania handlem widoczne były już w maju. Czerwiec jest już powrotem starych demonów, a przecież wchodzimy dodatkowo w okres wakacyjny, który statystycznie charakteryzuje się mniejszą aktywnością inwestorów.
Oznaki słabości
Tegoroczne statystyki, na razie jeszcze, robią dobre wrażenie. Po pięciu miesiącach średni dzienny obrót akcjami na GPW wynosił 1,4 mld zł. Bardzo dużo do tego dołożył marzec z wynikiem 1,9 mld zł (co w ogóle jest rekordem w historii GPW). Wtedy jednak byliśmy świeżo po wybuchu wojny w Ukrainie, a na rynku znów mieliśmy do czynienia z ponadprzeciętną zmiennością. W kwietniu jednak wartość średnich dziennych obrotów spadła do 1,2 mld zł. W maju udało się jeszcze przebić 1 mld zł. Było to 1,15 mld zł. W czerwcu będzie z tym już jednak duży problem. Na razie mamy średnie dzienne obroty nieprzekraczające 800 mln zł (stan po sesji 15 czerwca).
Czytaj więcej
Wyścig maklerski trwa, a inwestorzy indywidualni tylko zacierają ręce. Oferta rynków zagranicznych krajowych brokerów stale się poszerza. Można zakładać, że firmy inwestycyjne nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.
Rynek giełdowy utracił w ostatnim czasie swój blask. Zarabianie na nim stało się wyjątkowo trudne. Inflacja i podwyżki stóp procentowych powodują, że na światowych rynkach dominuje w ostatnim czasie kolor czerwony. Trend ten nie ominął również Warszawy. WIG20 od początku roku stracił ponad 25 proc., a w samym czerwcu jest około 7 proc. na minusie. Mówiąc krótko: czas łatwego zarabiania, z którym tak naprawdę mieliśmy do czynienia w drugiej połowie 2020 r. i w 2021 r., dobiegł końca.
– Zgadzam się z tezą, że zmiana paradygmatu rynkowego z trybu „nieprzerwana hossa i tani pieniądz" na okres „zacieśnienia monetarnego i wysokiej wolatylności" wymusza częstą i świadomą przebudowę portfela instrumentów finansowych. Niewykluczone, że część aktywności na rynku osłabła, ponieważ dotychczas mieliśmy do czynienia z inwestorami, którzy świetnie sobie radzili w fazie rynku rosnącego, opierając się głównie na alokacji top-down. Strategia w czasie dekoniunktury powinna być w większym stopniu oparta na czynniku selekcji bottom-up niż alokacji oraz uwzględniać instrumenty służące jako reduktory zmienności – mówił ostatnio na łamach „Parkietu" Jerzy Nikorowski, dyrektor BM BNP Paribas.