Sesja, która odbyła się 4 listopada przejdzie do historii na rynku produktów strukturyzowanych. Początkowo przebiegała ona wedle dobrze znanego scenariusza. Ruch był stosunkowo niewielki i koncentrował się na kilku instrumentach. O godz. 11.14 wydarzyło się jednak coś co wstrząsnęło rynkiem.
Kosztowny błąd animatora
Dokładnie wtedy na instrumentach, które mają odzwierciedlać zmiany cen złota doszło do gigantycznej zmiany ceny. Kurs instrumentu RCFL3GOLD (zakłada on wzrost cen złota i wykorzystuje dźwignię 3) podskoczył z 44,21 do 306,5 zł. Z kolei wycena instrumentu RCFS3GOLD (zakłada spadek cen złota i wykorzystuje dźwignię 3) wzrosła z 70,75 zł do 1522,20 zł. Oczywiście nawet mając na uwadze dźwignię finansową ruchy te nie miały uzasadnienia w wycenie instrumentu bazowego. Jak wskazują maklerzy najprawdopodobniej błąd popełnił animator rynku wprowadzając błędne zlecenia do arkusza, tym bardziej, że później kwotowania wróciły już do „normalnych” poziomów. Emitentem wspomnianych instrumentów jest Raiffeisen Centrobank AG i to on odpowiada za ich płynność.
- Tego dnia na instrumentach RCFL3GOLD oraz RCFS3GOLD niestety pojawił się chwilowy błąd techniczny po naszej stronie i doszło do zawarcia kilku transakcji. Jesteśmy w stałym kontakcie z GPW w tej sprawie, tak aby, takie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości – wyjaśnia Mariusz Adamiak menedżer w Raiffeisen Centrobank AG.
Błąd animatora został skrzętnie wykorzystany. Na instrumencie RCFL3GOLD po zawyżonej cenie jeden z inwestorów sprzedał 3000 struktur. Teoretycznie więc przy założeniu, że cena zakupu oscylowała w okolicach 44 zł (co oczywiście jest dużym uproszczeniem) udało mu się w krótkiej chwili zarobić około 790 tys. zł (bez uwzględnienia kosztów transakcji). W przypadku RCFS3GOLD po cenie 1522,20 zł wolumen transakcji wyniósł 20. Zakładając, że osobie która wcześniej kupowała te instrumenty po około 70 zł i sprzedała je po zawyżonej cenie, udało się jej zarobić około 30 tys. Jak wskazują maklerzy błąd animatora na obu instrumentach został wykorzystany przez jedną osobę, co oznacza, że teoretycznie udało jej się w sumie zarobić ponad 800 tys. zł.
Gruby palec dobrze znany
Błędne zlecenia nie są niczym nowym, nie tylko na warszawskiej giełdzie. W 2016 r. z efektem tzw. grubego palca mieliśmy do czynienia na akcjach LPP. W krótkiej chwili akcje odzieżowego giganta zaczęły tracić ponad 10 proc., by po chwili wyjść nawet na plus. Uczestnicy rynku wskazywali wtedy, że to właśnie błąd przy wpisywaniu przez maklera zlecenia wywołał chwilową przecenę. Wpadki zdarzały się również we wcześniejszych okresach. Pod koniec lat 90. makler w imieniu klienta sprzedawał akcje jednej ze spółek. Po wprowadzeniu i zatwierdzeniu zlecenia, klawisz „enter” się zablokował i pozostawał wciśnięty. Tym samym zlecenia sprzedaży były automatycznie powielane, co doprowadziło do przeceny walorów. Dopiero po kilku sekundach maklerowi, dzięki linijce, udało się sprawić, że klawisz „enter” odskoczył i zlecenia przestały być wysyłane. W 2004 r. doszło z kolei do tzw. afery 100 sekund. Jeden z maklerów złożył duże zlecenie sprzedaży kontraktów na WIG20, powodując tym samym ich mocną przecenę. Chwilę później ta sama osoba złożyła przeciwstawne zlecenie, czym doprowadziła do gwałtownego ruchu w drugą stronę. Działo się to w ciągu 100 sekund, ale wystarczyło, aby jedna firma zarejestrowana na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych zarobiła prawie 2,6 mln zł. Uczestnicy rynku wątpią jednak, aby była to zwykła pomyłka maklera. Sprawa ta trafiła zresztą do sądu.