DAX znajduje się powyżej wsparcia 19000 punktów. Poziom jak poziom, z punktu widzenia analizy technicznej nic szczególnego. No może na uwagę zasługuje fakt, że jest 1000 oczek poniżej okrągłego pułapu 20000 pkt, o którym marzą byki. Jak bardzo magiczne są takie okrągłe wartości, wiedzą ci, którzy dekadę temu także byli na rynku. W 2014 r. w okresie czerwiec–lipiec toczył się bój o wybicie 10000 punktów. DAX dziesięciokrotnie naruszał opór. Każda ze stron próbowała pokazać się z jak najlepszej strony. Niedźwiedzie wyrysowały nawet spadającą gwiazdę, co zakończyło się na kilku dniach przeceny zamiast zmianie trendu. W odpowiedzi byki wmurowały marubozu, które jednak nie znalazło potwierdzenia. Po kilku tygodniach wywijania rogami i machania łapami zwycięsko z pojedynku wyszły niedźwiedzie. DAX zawrócił na południe i w skrajnym punkcie oddał ponad 15 proc. wyceny. Kolejne podejście odbyło się w grudniu, ale i wówczas 10000 pkt zablokowało dalszą zwyżkę. Przełom nastąpił w styczniu 2015 r. i bykom udało się trwale przebić przez magiczną barierę.
Obecne położenie niemieckiego indeksu względem 20000 pkt sugeruje, że atak szczytowy (jak na razie) się nie rozpoczął. Według Sun Tzu na pierwszą linię powinny powędrować małe spółki. Te jednak od dawna przyglądają się, co ich więksi bracia wyprawiają na szczytach. Podobnie jest ze średniakami, którym nie spieszy się do hossy. Wprawdzie mDAX w okresie sierpień–październik zyskał na wartości kilkanaście procent, to jednak nie udało mu się wydostać z długoterminowego prostokąta. Do szczytów z 2023 r. ma kolejne kilkanaście procent. A do historycznego sufitu prawie 40 proc. zaległości. Rozbieżność pomiędzy największymi spółkami a maluchami zaczęła narastać od początku bieżącego roku. W styczniu DAX świętował nowe maksima, a mDAX robił krok w tył. I kwartał kończył się spektakularnym wzrostem indeksu blue chips o 10 proc. , a odpowiedź średniaków wynosiła -0,3 proc. Wprawdzie tempo zwyżki w wykonaniu takich tuzów jak Linde, SAP, Allianz, Siemens, Deutsche Telekom, Bayer, Mercedes, Airbus czy BASF malało, to jednak dzięki nim i całej reszcie DAX zdołał dotrzeć pod 20000 punktów.
Z roku na rok DAX staje się coraz mniej niemiecki. Szacuje się, że już ponad 65 proc. zysków spółek tworzących indeks ma źródła poza granicami kraju. To tłumaczy, dlaczego DAX bije rekordy, a pozostałe wskaźniki niemieckiej koniunktury rynkowej są daleko w tyle. To dobrze czy źle? Każdy znajdzie wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. I zbuduje własne story, dlaczego tak jest i jak to może się przełożyć na przyszłe notowania Xetry. Jednakże nie zmieni to faktu, że pomiędzy benczmarkami takimi jak mDAX oraz DAX zachodzi negatywna dywergencja. Szczyty jednego indeksu nie pokrywają się z maksimami na wykresie drugiego. Nawet sierpniowe denko zrobione przez mDAX wypadło poniżej średnioterminowego wsparcia, czego nie można powiedzieć o DAX-ie. Co z tego wynika? Jest to podręcznikowe ostrzeżenie, że hossa stoi na glinianych nogach. Bez poprawy sytuacji w drugiej i trzeciej linii Deutsche Boerse byki z Frankfurtu mają, kolokwialnie mówiąc, utrudnione zadanie.
Niezliczone QE, pandemia i wojny, zmieniły oblicze ekonomii w XXI wieku. Nowe podręczniki dopiero powstają, a na weryfikację stawianych tam hipotez także przyjdzie inwestorom zaczekać. Nie tak dawno zakończyła się inwersja na rynku długu w USA. Była ona najdłuższa, jaką mogłem śledzić, będąc czynnym maklerem, inwestorem czy też wykładowcą. Podobne zjawiska kończyły hossę w 2000 r. oraz 2007 r. Nawet podczas przeceny w 1998 r., kiedy to S&P 500 stracił ponad 20 proc. w trzy miesiące, na rynku długu pojawiła się inwersja. Nie trwała długo, ale jej obecności nie sposób wymazać. Jest też ciekawy przypadek z 1990 r. Odwrócona krzywa dochodowości obowiązywała przez 16 tygodni. Trzy miesiące później byki zrobiły szczyt, pozwalając na około 20-proc. przecenę. Obecnie od tranzycji na rynku długu (początek września 2024 r.) upłynęły nieco ponad dwa miesiące. Czy to może być jakaś wskazówka dla inwestorów? Próba rozszyfrowania punktów zwrotnych na osi OX zazwyczaj kończy się porażką. Można trafić w dzień odwrotu, ale na rynku chodzi o to, aby trafiać. A to jest diametralna różnica. Jak na razie żaden model AI jeszcze tego nie opanował. Jak już tak się stanie, dzięki szeroko pojętym stworzeniom sztucznej inteligencji, to czy inwestowanie nadal będzie źródłem tak wielu endorfin?
Co mnie jeszcze niepokoi na rynkach finansowych? Dywergencja pomiędzy dwoma kolegami ze Starego Kontynentu. Frankfurcka zieleń gryzie się z paryskim rouge. CAC 40 nie potwierdza tego, co stara się pokazać DAX. Giełda we Francji znalazła się w newralgicznym momencie. Indeks największych spółek testuje tegoroczną podłogę. Jest na niej sporo miejsca, zatem niedźwiedzie mogą nawet zatańczyć wspólne paso doble z bykami. Parkiet jest szeroki ze względu na rozciągnięte wsparcie. Umowna granica to 7000 punktów, chociaż przy 7251 już zrobiło się gorąco. Między wskazanymi poziomami przebiega linia trendu wzrostowego oraz linia szyi G&R. Podręcznikowo zamknięcie tygodnia poniżej 7000 pkt może zostać odczytane przez ursusy jako otwarcie furtki w kierunku 6000 pkt. Dwa tygodnie temu ruchoma granica rozdzielająca rynek byka od niedźwiedzia zmieniła kąt nachylenia. Opadająca dwusetka nie jest kluczowym argumentem za spadkami, ale trudno przejść obok tego faktu obojętnie.