Powyborczy krajobraz na rynkach

W końcu września w „Parkiecie” ostrzegałem, że prawie wszyscy analitycy i zarządzający widzą ten sam scenariusz dla rynku akcji: słabo we wrześniu i październiku, a po wyborach w USA hossa. A skoro wszyscy tak to widzą, to każdy kontrarianin powie, że tak być nie może. I rzeczywiście października na Wall Street nie można uznać za korekcyjny miesiąc.

Publikacja: 15.11.2024 06:00

Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion

Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion

Foto: materiały prasowe

Teoretycznie przewidywania sprawdziły się w Warszawie, ale tylko teoretycznie, bo październik w Warszawie był już czwartym, kolejnym, spadkowym miesiącem. Trudno więc to wiązać z wyborami w USA. Na Wall Street indeksy do połowy października rosły, a potem zapanowała stabilizacja. Polujący na spadki przed wyborami mieli tylko jedną okazję do kupna nieco tańszych akcji – był to ostatni dzień października. Tak więc korekta przed wyborami niespecjalnie się udała.

Wybory w USA zakończyły się szybko i dość nieoczekiwanie, bo wygrana republikanów pod wodzą Trumpa była wręcz oszałamiająca. Trump wygrał (i został 47. prezydentem USA) nie tylko głosami elektorskimi, ale i w głosowaniu powszechnym. Republikanie odbili Senat i zwiększyli przewagę w Izbie Reprezentantów. Tak więc po wyborach wszystko było już w rękach Trumpa, który bez przeszkód może teraz realizować swoje pomysły.

Oprócz demokratów totalną porażkę poniosły wszystkie instytucje zajmujące się sondażami i prognozami. Wygrało to, na co ja miesiąc przed wyborami stawiałem, trend i bukmacherzy. Trend, w tych nieudanych sondażach, nieubłaganie pokazywał wzbierającą czerwoną falę (czerwony to kolor republikanów), a u bukmacherów przewaga Trumpa nad Harris dochodziła do powyżej 25 punktów procentowych.

Nic więc dziwnego, że na rynkach finansowych już kilka tygodni przed wyborami trwało coś, co określano mianem „Trump trade” (dyskontowanie wygranej Trumpa). Umacniał się dolar, drożało złoto, spadały ceny obligacji (rosła ich rentowność), a akcje nie chciały tracić.

Donald Trump bowiem zapowiadał duże cła na importowane do USA artykuły, obniżki podatków, deregulację rynków finansowych, zezwolenie na większą emisję zanieczyszczeń przez elektrownie, masową deportację imigrantów i wiele innych posunięć. Ekonomiści mówią, że to wszystko znacznie zwiększy inflację (stąd ruchy dolara, złota i obligacji) i zadłużenie USA. Już teraz zadłużenie jest na poziomie ponad 120 proc. PKB (w 2008 roku było tylko 60 proc.).

Nie sposób inaczej niż właśnie „Trump tradem” wytłumaczyć tego, że kurs EUR/USD z okolic 1,12 USD spadł w okolice 1,08 USD (sprawdziła się formacja podwójnego szczytu), i mimo to złoto nadal drożało (w tym roku cena złota w dolarach wzrosła o 33 proc.). W normalnych okolicznościach złoto jest ujemnie skorelowane z dolarem – im silniejszy dolar, tym niższe ceny złota.

Zapowiedzi Trumpa bardzo się inwestorom podobały. Pamiętają, co działo się na rynkach (hossa akcji) po wygranej Trumpa w 2016 roku. Nic dziwnego, że po wyborach zapanowała euforia. Tylko po złocie i rentownościach obligacji widać było umiarkowaną realizację zysków, bo powróciła normalna korelacja – silny dolar i wysokie rentowności to źle dla złota.

Mówiono, że inwestorzy realizują scenariusz z 2016 roku, kiedy to Trump po raz pierwszy został prezydentem. I tutaj warto przypomnieć o kilku rzeczach. Przede wszystkim przed wyborami w 2016 roku na rynku akcji w USA panowała chwiejna stabilizacja z większymi korektami w 2015 i 2016 roku. Indeks S&P 500 przed wyborami w listopadzie 2016 roku był na poziomie z lutego 2015 roku.

Teraz mamy sytuację, w której hossa trwa z niewielkimi przystankami od października 2022 roku. Wtedy rentowność obligacji wynosiła 2–2,5 proc., a teraz ponad 4 proc. Teraz współczynnik C/Z (cena/zysk) jest o około 30 procent większy niż wtedy. Inaczej mówiąc, przed wyborami 2024 roku akcje były bardzo drogie, a po wyborach stają się wręcz absurdalnie drogie.

Czy to znaczy, że zapowiadam dużą korektę? Nie. Zawsze powtarzam, że żaden analityk nie przewidzi ostatecznego poziomu hossy, do której zagna indeksy ludzka chciwość. Teraz można dodać: i grające z trendem komputery (sztuczna inteligencja). Kupując akcje, trzeba jednak być świadomym, że są po prostu za drogie.

Pamiętać jednak też trzeba, że nie da się zrealizować wszystkiego, co obiecuje się w wyborach. Poza tym Trump całkiem świadomie uprawia „strategię szaleńca”. Sam to potwierdza. Na przykład w wywiadzie dla „Wall Street Journal” powiedział, że „Xi Jinping mnie szanuje i wie, że jestem k******o szalony”. Nie wiemy więc, które zamiary kandydata Trumpa zrealizuje prezydent Trump.

I na koniec o Polsce. GPW nie realizowała „Trump trade”, a jeśli realizowała to à rebours, bo przecież WIG i WIG20 spadały. Giełdzie szkodził tracący złoty, bo znikała przynęta, którą była umacniająca się polska waluta. Poza tym niektórzy inwestorzy bali się tego, że Trump zmusi Ukrainę do zawarcia rozejmu, co ma być dla Polski groźne. Ja uważam, że rynki finansowe z zadowoleniem przyjęłyby nawet kilkuletnie zawieszenie broni, a poza tym Trump równie dobrze może się obrócić przeciw Rosji.

To, co naprawdę jest groźne, to zapowiadane amerykańskie cła. Nie chodzi o to, że Polska bezpośrednio by ucierpiała. Nasz handel z USA to mniej niż 5 procent naszego handlu zagranicznego, a eksport do Stanów to około 1,5 proc. naszego eksportu. Możemy jednak ucierpieć pośrednio, kiedy cła uderzą w Niemcy bezpośrednio oraz pośrednio im zaszkodzą, uderzając w Chiny. Tym jednak będziemy się zajmowali, jak już cła się pojawią, czyli nie wcześniej niż w końcu I półrocza 2025 roku. Na razie szykujmy się na koniec roku, który sezonowo powinien sprzyjać również naszym akcjom.

Felietony
Chińczycy trzymają się słabo
Felietony
Coraz dłuższy dzień inwestora
Felietony
Tak, to będą życzenia
Felietony
To może być dobra wiadomość!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. wyróżniony Złotym Godłem Quality International 2024
Felietony
Paradoks komunikacyjny
Felietony
Bądź gotowy do rozliczeń