Skończmy już może z użalaniem się nad losem biednych, zarabiających kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie tzw. przedsiębiorców (poprawniej byłoby część z nich nazywać optymalizatorami podatkowymi), którzy zostali rzekomo tak bardzo poszkodowani tzw. Nowym Ładem, bo kazano im płacić dodatkowe 3–4 proc. składki zdrowotnej (podczas gdy reszta społeczeństwa płaci 9 proc.). Skończmy z mówieniem, że reszcie obniżono podatek PIT, co zrekompensowało im wzrost składki – przedsiębiorca także może w ten sposób się rozliczać i także stosować zerową stawkę podatku do 30 000 zł, a skoro tego nie robi, to tylko dlatego, że wybiera korzystniejszy wariant płacenia danin (podatek liniowy, ryczałt).
Wbrew temu, co mówi jeden z czołowych polityków Koalicji, Nowy Nieład najwięcej zabrał nie przedsiębiorcom, ale osobom na etacie, które znajdują się w II progu podatkowym i zarabiają obecnie >ok. 1,5x–2 średniej krajowej. To one najbardziej odczuły brak możliwości odliczania 9 proc. składki zdrowotnej od dochodów (płacąc obecnie krańcowo prawie 40 proc. podatków – od de facto niskiej jak na warunki europejskie kwoty niespełna 30 000 euro), więc nie jest prawdą, że brak możliwości odliczania składki zdrowotnej w wysokości 4,9 proc. (z której i tak część jest kosztem uzyskania przychodu) dla przedsiębiorców to największy koszt zmian. Podobnie jak branża IT czy zdrowia (główni beneficjenci niespotykanej na świecie możliwości przejścia na B2B) to także często są wysokiej klasy specjaliści, o których jednak politycy zapomnieli. Czy słyszymy o propozycji górnego limitu składki dla tych osób (np. do wysokości II progu podatkowego), wprowadzeniu ryczałtu, z którego korzysta wielu tzw. przedsiębiorców, czy o jakiejkolwiek uldze dla faktycznie najbardziej poszkodowanych przez wspomniane zmiany? Nie – obniżka jest planowana tylko dla optymalizatorów podatkowych, inni już dawno przenieśli składkę w ceny (jak każdy rozsądny przedsiębiorca).
Politycy twierdzą, że największym absurdem tzw. Nowego Ładu jest składka od sprzedaży aktywa trwałego? A czy wcześniej amortyzacja tego aktywa trwałego czy wliczenie go w koszty tej składki czasem nie obniżyły? Chodzi tu oczywiście głównie o te wszystkie „firmowe” auta rodzinne, które przecież – wymieniane co trzy–cztery lata na nowsze modele – nie mogą podlegać oskładkowaniu, bo to „absurd”. A że to największa rzecz, którą „wrzuca w koszty” optymalizator, to chyba rzecz powszechnie znana. Ciekawe, że pracownik na etacie, nawet gdy dojeżdża do pracy autem, wliczyć go w koszty (ani ceny benzyny) nie może, jego zakup czy koszty z nim związane składki zdrowotnej nie obniżają. Bo to przywilej tylko dla „optymalizatora”. A nie są to czasem właśnie koszty uzyskania przychodu osoby na etacie? Bez auta często się raczej inaczej do pracy nie dostanie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Ale o tym polityk – poruszający się autem służbowym – już nie pomyśli.
Pamiętajmy w tym miejscu, że Nowy Nieład poprzez doprowadzenie do kompletnego braku opłacalności pracy na etacie dla osób o wysokich dochodach (to tym osobom najwięcej podwyższył on podatki) a jednoczesnym rozszerzeniu możliwości przejścia do rozliczania się na ryczałcie, przyspieszył tylko trwający od lat exodus wysoko opłacanych pracowników z np. IT czy służby zdrowia na korzystniejsze formy opodatkowania. De facto więc na tak obecnie planowanej obniżce składek dla tzw. przedsiębiorców zyskają oni podwójnie – najpierw przy braku reakcji MF na powstanie ogromnego ubytku w dochodach zyskali na optymalizacji podatkowej (niejako wymuszonej nieprzemyślanymi zmianami poprzedniego rządu), a teraz planuje się im ufundować jeszcze obniżkę składki zdrowotnej. Jest to dowód na to, że progresja podatkowa jest chyba tylko dla frajerów, którym pracodawca czy prawo nie pozwalają na przejście na B2B. Pozostali zastanawiają się tylko, jak najszybciej przejść na ryczałt – Święty Graal systemu podatkowego dla optymalizatorów.
Warto jeszcze jedną małą rzecz zauważyć – toczą się obecnie dyskusje, czy wdrożyć program Mieszkanie/Kredyt 0%, czy był sens utrzymania programu tańszych kredytów. Warto jednak pamiętać, że możliwości unikania opodatkowania poprzez przejście na fikcyjne B2B to jest wręcz program „co roku pół kawalerki dla małżeństwa” – tyle niektórzy mogą oszczędzić na ofercie „płać jedynie 8,5–12 proc. podatku dochodowego, bez względu na dochody plus niska składka zdrowotna”. Ciekawe też, że MF tak pilne, aby ozusować wszystkie umowy zlecenia (a te umowy to takie biedne B2B), o wprowadzeniu pełnej stawki ZUS od tzw. przedsiębiorców nawet nie chce słyszeć.