Wiedzieć czy wierzyć? Dylemat ten znany jest każdemu uczestnikowi rynków finansowych. Można posiadać doskonałą wiedzę na temat kondycji finansowej danej spółki, ale to może nie wystarczyć, aby inwestycja w jej akcje przyniosła zamierzone rezultaty. Trzeba jeszcze wierzyć, że znajdzie się ktoś, kto odbierze od nas papiery po wyższej cenie, niż sami kupiliśmy. I cała filozofia inwestowania została sprowadzona do prostej sentencji. Może i zbyt brutalnie, ale na giełdzie przecież chodzi o to, aby zarabiać. Co bardziej finezyjni spekulanci powiedzą jeszcze „aby nie dać się oszukać”. Wieloletni akcjonariusze, którzy zaczynali od nieudanego daytradingu, nie oprą się stwierdzeniu, że „w ekonomii chodzi o budowanie wartości firmy”.
Wierzyć/wiedzieć to także dylemat fizyków kwantowych. Z pojęciem Quantum wiąże się kilka kluczowych pojęć. Z miejsca proszę o dyspensę naukowców i miłośników świata materialnego – moja wiedza dotycząca nanoświata wynika z ciekawości, a nie z potrzeby atencji. I tak dla zwolenników twardych informacji kłaniają się tak majestatyczne hasła jak splątanie, nieoznaczoność, superpozycja czy dualizm. Jest jeszcze coś, co może utkwić w pamięci zwolenników komiksów. Multiwersum opisuje nie tylko świat marvelowskich bohaterów, ale także efekt prowadzonych obserwacji w nanoskali. W świecie rynków finansowych pasuje do nich określenie fundamentalistów.
Druga grupa, czyli wyznawcy, nie musi znać na pamięć równania Schroedingera ani Diraca. Im wystarczy wiara w to, że coś zadziała. A czy znajdzie się noblowska podkładka objaśniająca dualizm korpuskularno-falowy, czy też na biurku stanie kwantowy abakus, nie ma to większego znaczenia. Może się lepiej nie pytać, bo pytanie wszak zmienia odpowiedź. Można ich przyrównać do grupy giełdowych spekulantów, którzy widząc trend, biorą się do dzieła. Często wystarcza sam „hype”, aby skorzystać ze zmienności na rynkach. Ta frakcja to głównie technicy, wprawdzie z różnymi „levelami” doświadczenia, ale dzięki skali 1–1000 dla każdego znajdzie się odpowiedni „grade”.
Ostatnio na Wall Street zrobiło się głośno po wypowiedzi szefa najbardziej gorącej spółki technologicznego świata. Prezes Nvidii Jensen Huang podważył harmonogram rozwoju kwantowej technologii. Wystarczyła jego wypowiedź na targach Consumer Electronics Show, aby akcje spółek kojarzonych z Quantum się załamały. Wprawdzie przed krachem ich wartość wzrosła parabolicznie, ale strata to strata, ból jest ten sam. J. Huang stwierdził, że komputery kwantowe są bardzo użyteczne, ale dopiero przekonany się o tym za 15–30 lat.
Prezes Nvidii dodał, że maszyny w technologii kwantowej sprawdzają się w przypadku małych problemów z danymi, takich jak kryptografia, jednakże brakuje im technologii do rozwiązywania największych zagadek naszego bytu. Słowa CFO okazały się kulą śnieżną dla notowań takich spółek jak Rigetti i Quantum Computing, IonQ czy D-Wave Quantum. Lawina zeszła ze szczytów. Spadek o 50 proc. w jeden dzień może się jeszcze okazać jedynie aberracją i wkrótce ceny wrócą do trendu wzrostowego. Jednakże skala przeceny pokazuje, jaka bańka obecna jest na Wall Street. Nie wspominając o wycenie śmieciowych obligacji, którymi trwa spekulacja podobna do tej sprzed ćwierćwiecza. O zakończonej inwersji na rynku długu czy dywergencji na linii Russell 2000 i S&P 500 nawet nie będę przypominał.