Wtedy miało się okazać, że kryzys przetoczy się przez prawie cały rozwinięty świat. Trudno więc było dojść do wniosku, że istnieje coś takiego jak efekt odłączenia się niektórych krajów. Może tylko Chinom ówcześnie się to udało. Indie jeszcze mało liczyły się w globalnej grze finansowo-gospodarczej, tak więc to, że były bytem osobnym w tym ogólnym zamęcie, nie miało dużego znaczenia.
Natomiast tęsknotę za odłączeniem się, w płaszczyźnie emocjonalnej i mentalnej, przeżywałem zawsze, a w każdym razie na pewno od przeczytania „Tajemniczej wyspy” Juliusza Verne’a. Podobno nie znamy tego, co jest pod głębią oceanów i podobno nie wiemy, jak działa ludzki mózg. Mnie się jednak wydaje, że pewne emocjonalne skłonności dają się łatwo wytłumaczyć. Tak jest z dążeniem do tego, aby od czasu do czasu wyjechać na wyspę.
Tym razem, ponieważ życie jest w ogóle dość szybkie, zdecydowałem, że będą to w jednym i tym samym rzucie wyspa Man (Isle of Man), Madera, Azory i Wyspy Zielonego Przylądka. Nie zdawałem sobie początkowo sprawy z tego, że trzy ostatnie archipelagi są klasyfikowane jako części regionu, noszącego nazwę Makaronezji. Jak wiele innych nazw, także i tę zawdzięczamy Grekom. Znaczy ona „Wyspy Szczęśliwych”. Nie należy tego mylić z Mikronezją, na Pacyfiku (tu nazwa też pochodzi z greki).
Zdumiewające, jak bardzo zmieniają postrzeganie pewne ogólne koncepty. Nim dowiedziałem się o istnieniu „Makaronezji” sądziłem, że wspólnym mianownikiem między Maderą, Azorami a Cabo Verde jest język portugalski. No i to, że wszystkie te skrawki lądu leżą na Atlantyku. A tu nagle dowiaduję się, że chodzi też o przeszłość geologiczną, florę i faunę. Tak oto decoupling okazał się wyzwaniem nawet w przypadku peregrynacji między małymi i znacznie od siebie oddalonymi archipelagami, bo i one są wzajemnie powiązane. Ale przyjemność płynie z tego większa niż przypuszczałbym wcześniej. Może dlatego, że „Makaronezja” brzmi tajemniczo.
Efekt insularności, i tak ledwo ledwo uchwytny, zanikł, gdy wysłuchałem tego, co miał w ubiegłym tygodniu do powiedzenia światu Mark Zuckerberg. Mówił niedługo, ale jak już powiedział, to z hukiem. Będzie wolność słowa, będzie zniesienie cenzury. Będą tematy takie jak gender czy imigracja, będzie też polityka. Prawdziwość faktów zostanie oddana pod kontrolę społeczności, zamiast roboty wykonywanej dotychczas przez tzw. facts checkers. Nie rozwijam tych kwestii, bo na temat zmian w polityce Mety internet i media trąbią, i słusznie, od paru dni.