W reakcji na podbicie inflacji do najwyższego poziomu od września lansowaną od grudnia retorykę, że w tym roku dojdzie do kilku obniżek stóp, Fed jest zmuszony istotnie skorygować. Mający okazję wypowiadać się publicznie kilka dni po danych prezes J. Powell stwierdził, że stopy pozostaną wyższe dłużej, niż zakładano. „Najnowsze dane o inflacji wskazują, że bank centralny może potrzebować więcej czasu, aby poczuć się komfortowo z obniżką” – powiedział prezes Fedu podczas dyskusji panelowej w Wilson Center w Waszyngtonie. „Ostatnie dane nie dały nam większej pewności, a zamiast tego wskazują, że osiągnięcie celu inflacji prawdopodobnie zajmie więcej czasu, niż oczekiwano” – dodał. Podkreślił, że „biorąc pod uwagę siłę rynku pracy i dotychczasowy postęp w zakresie inflacji, należy dać restrykcyjnej polityce dodatkowy czas na działanie i pozwolić, aby kierowały nami dane i zmieniające się perspektywy”.
Oznacza to, że obniżek stóp w USA w najbliższym czasie nie będzie. Może ich nie być nawet w całym roku, bo nie pozwoli na to uporczywie wysoka inflacja. Stawki wyceniają obecnie jedynie ok. 40 proc. szans na cięcie oprocentowania o 25 pkt bazowych w lipcu, a w całym roku w znacznym stopniu (85 proc.) zdyskontowane jest już tylko jedno cięcie w tej skali (wobec czterech jeszcze dwa miesiące temu). Prawdopodobieństwo dwóch obniżek rynek wycenia aktualnie na 50 proc. W ślad za komentarzami Powella pojawiły się także inne opinie przedstawicieli Fedu o dużo bardziej jastrzębim niż na początku roku wydźwięku.
Od początku kwietnia dolar wzmocnił się o ok. 2 proc., a rentowności obligacji wyraźnie wzrosły. O szerszych implikacjach dla i z rynku długu napiszę następnym razem. Gracze najwyraźniej wreszcie zaczęli liczyć się z tym, że obecne stopy procentowe w USA będą obowiązywać dłużej, niż się spodziewano (nawet jeszcze kilka tygodni temu). Co więcej, mogą zostać podniesione, jeśli inflacja – na co się zanosi – będzie dalej wymykać się spod kontroli.
W negatywnym, choć wcale niemało prawdopodobnym scenariuszu średniego wzrostu cen w USA o 0,4 proc. miesiąc do miesiąca pod koniec roku wskaźnik CPI ląduje na poziomie 4,8 proc. r./r. To zdecydowanie zbyt daleko od celu Fedu (niezmiennie 2 proc.), by pozostać obojętnym. Tym bardziej że byłby to poziom niewiele poniżej nominalnej stopy banku centralnego, a więc o restrykcyjności polityki pieniężnej nie mogłoby być mowy.
To wszystko ma niebagatelne znacznie dla rynków. Taka zmiana postrzegania sytuacji w kluczowym z punktu widzenia cen aspekcie, jakim są amerykańskie stopy procentowe, może na dobre popsuć nastroje na światowych giełdach. W deklaracjach i strategiach na 2024 r. znakomita większości zarządzających funduszy w USA obstawiała scenariusz „miękkiego lądowania” gospodarki ze spadkiem inflacji w okolice 2 proc. i kilkoma cięciami stóp Fedu.