Człowiekowi oprócz szczęścia dokładnie w takim samym stopniu potrzebne jest nieszczęście. Nasze pokolenie wciąż nie wie, co to wojna. Ledwie zaczęło to dopiero przeczuwać – z oddali poprzez media obserwując cierpienia gotowej na śmierć większości trwającej na rodzinnej ziemi. I coraz częściej poprzez osobiste, z serca i trwogi płynące, zaangażowanie – brak pewności jutra przerażonych uchodźców, którzy pozostawili swoją przeszłość z dnia na dzień, jeszcze nie wiedząc, na jak długo, jeszcze nie rozumiejąc, co to oznacza.
„Biesy" przez 150 lat się nie zestarzały, krwawe zmagania w Ukrainie (tak oficjalnie nazwanej po raz pierwszy przez Jana Zamojskiego w 1590 r.) kolejny raz potwierdzają, że atrybutem boskości jest zależność jedynie od własnej woli – kto zwycięży ból i strach, ten stanie się Bogiem.
Państwo ukraińskie przetrwa wojnę, także pomne zapisków z kronik bizantyjskich z IX wieku, kiedy to Kijów był kwitnącym grodem, a Włodzimierz I Wielki przyjął chrzest w obrządku greckim w 988 r. (a więc zaledwie 22 lata po hipotetycznej dacie chrztu Mieszka I). Jednak, aby gospodarka ukraińska nie była, jak dotąd, w ogonie Europy pod względem dochodu na osobę, niezbędny będzie wielki wysiłek narodu ukraińskiego, oparty na wkładzie Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i innych kluczowych gospodarek świata. Gospodarka rosyjska także wówczas nabierze rozpędu, chory (u Dostojewskiego „Naród jest głupi, a wódka także coś znaczy") będzie uleczony, a patrzeć będą na to wszyscy ze zdumieniem.
Już wielokrotnie, także w XX wieku, dzięki wielkiemu wysiłkowi wolnego świata, uczestnicy zmagań wojennych błyskawicznie się odbudowywali, tworząc znacznie więcej, niż utracili. Ukraina w swojej integralności zbliżona ludnościowo do Polski, ma powierzchnię dwukrotnie przewyższającą powierzchnię naszego kraju, a Rosja z prawie 150 mln mieszkańców ma powierzchnię ponad 54 razy większą niż Polska, z największymi na świecie zasobami naturalnymi. Ludzie to nie tylko ci, którzy rżną i podpalają, nie tylko ci, którzy strzelają czy gryzą.
Rosjanie będą nam potrzebni: z nowoczesnym państwem, niebędący jak dotąd pod względem jakości życia w ogonie Europy, ze zmodernizowaną, prężną gospodarką, bezwarunkowo uznający państwo ukraińskie – niepodległe, samostanowiące i gospodarczo szybko nadrabiające utraconą w pożodze wojennej infrastrukturę, w pełni równolegle włączeni w światową gospodarkę. Abyśmy nie musieli powtarzać za Aleksandrem Puszkinem: Co tu robić? Będzie źle!