Gdzie te czasy, kiedy na Saską 12 dzwonili spóźnieni czytelnicy-inwestorzy z błaganiem: napiszcie coś dobrego o perspektywach branży high-tech, żebyśmy też mogli zarobić. Co śmielsi, a może bardziej zdeterminowani, odważnie formułowali swoje prośby na piśmie.
Komu to przeszkadzało? Najlepiej byłoby, gdyby wyrocznie internetowej hossy ? Henry Blodget i Mary Meeker ? nadal miały rację i cieszyły się powszechnym poważaniem. Tak, jak ich ówczesne rekomendacje.
A tak budzimy się co rano z przeświadczeniem, że spoczywamy już na twardym dnie, ale kontrolnie nasłuchujemy, czy ktoś nie puka od spodu. Niestety, słychać go zbyt często i dno nam się obniża. Oby nie do głębokości Rowu Mariańskiego. Kiedyś jednak zaświeci słońce, wówczas obłowimy się co niemiara i będziemy żyli bogato.
Teraz cierpmy z godnością, jak cierpi Jeff Bezos, odpędzając inwestorów od swojej spółki Amazon, bo ? jak powiada ? krótkoterminowo nie warto kupować jej akcji. Kto by pomyślał, że sam sobie wbije nóż w plecy. Może ma rację troszcząc się o portfel drobnego spekulanta, bo jeszcze nigdy tak wielu nie zainwestowało tak dużo, by jeszcze więcej stracić.
Aż przykro patrzeć, jak tyle bogactwa marnuje się na świecie. Niedźwiedź jednym uderzeniem łapy uszczuplił wartość amerykańskich akcji o 4 biliony USD (40% PKB). Japońskie banki pożyczyły klientom masę pieniędzy, z których znaczna część nigdy nie zostanie odzyskana. Kraj Kwitnącej Wiśni w najgorszym wariancie może z tego tytułu utracić 60 bilionów jenów, czyli ponad 10% produktu krajowego brutto. Im bardziej tamtejszy rząd angażował się w stymulowanie gospodarki, tym większe pieniądze była ona w stanie bezproduktywnie konsumować.