Warren Buffett w odlotowej branży

Publikacja: 09.04.2001 17:46

Bessa przykosiła równo, odczuli ją także najzamożniejsi Amerykanie, ów słynny najbogatszy 1%, ale nie na tyle, by od razu trzeba było zmieniać styl życia.

Pojawiły się jednak pierwsze sygnały, że niekorzystnej metamorfozie ulega jego jakość. Niektórzy nie popijają już wina za powiedzmy 195 USD butelka, ale za 40 USD, a jak decydują się na wydanie większego przyjęcia, to zlecenie w kwestii jego oprawy nie wędruje do renomowanej kwiaciarni, lecz lokaj wędruje na targ, by było taniej. Bywa nawet trzy razy taniej.

Warren Buffett, superbogacz odnoszący wielkie sukcesy inwestycyjne, wielokrotnie dawał dowody, że w temacie ?styl życia? ma lub może mieć nieduże wymagania, jest za pan brat z fast foodami, a pragnienie chętnie gasi za pomocą Cherry Coke. Doniesiono o tym z pokładu zmodyfikowanego Boeinga 737?800, którym miliarder wyprawił się do sześciu krajów. Oczywiście, w interesach.

Z prawdziwą przykrością należy stwierdzić, że ten człowiek, który na akcjach zarobił krocie, teraz (oby chwilowo) wykazuje wobec nich daleko posuniętą rezerwę. Uważa, że większość papierów wciąż jest przewartościowana. Chwali się, że kupuje więcej samolotów niż akcji.

Obecnie oczkiem w jego niepospolitej głowie jest branża lotnicza, a konkretnie firma Executive Jet Inc., której potentat z miejscowości Omaha w stanie Nebraska jest właścicielem. W jej posiadanie wszedł za 725 mln USD.

Buffett uważa, że każdy szanujący się menedżer (executive) poważnej korporacji powinien mieć do dyspozycji samolot. Niekoniecznie na własność, ale w ramach swoistego systemu współwłasności. Zainteresowana osoba bądź firma, po uiszczeniu opłaty wstępnej w wysokości 6,2 mln USD, uzyska prawo do korzystania z maszyny przez 75 godzin rocznie. Wydatek opłaci się, gdyż zdecydowanie wzrośnie wydajność takiego menedżera ? zapewnia właściciel Executive Jet Inc. której park maszynowy składa się już z 338 różnej klasy samolotów.

Głównym potencjalnym nieprzyjacielem Buffetta może być recesja. Diagnozy sytuacji gospodarczej są sprzeczne. Jedni patrzą wstecz i alarmują o większym niż prognozowano spowolnieniu w ostatnim kwartale minionego roku, inni spoglądają w przyszłość i w oczach rośnie im ożywienie.

Niektórzy uważają, że Ameryce przydałaby się recesja jako proces oczyszczający gospodarkę z przejawów przesady, o której m.in. ma świadczyć nadmierne inwestowanie w wysoką technologię czy rozdęte programy kompensacyjne na Wall Street i w Dolinie Krzemowej.

Michael McKee z Bloomberga zwraca uwagę, że o niebezpieczeństwie recesji mówiono pod koniec 1995 r., kiedy spadała sprzedaż samochodów i domów, a zadłużenie rosło. A jak było później ? wiemy.

Na wszelki wypadek, zanim znowu będzie hossa James K. Glassman z American Enterprise Institute, który niezłomnie twierdzi, że Dow Jones osiągnie 36 000 punktów, radzi korzystać z możliwości jakie stwarza chwilowy rynek niedźwiedzia. Trzeba akumulować akcje dopóki są tanie. Założę się, że jest to popularny pogląd w bankowości inwestycyjnej cierpiącej na niedobór klienteli, co rodzi rozmaite problemy.

O powadze sytuacji na Wall Street świadczy nie tylko odwrót od niedbałego ubioru, bo zachęca on do niedbałego wykonywania obowiązków, ale także apel kierownictwa Credit Suisse First Boston do pracowników. Mają zaciskać pasa. Rachunki za obiady wieńczące transakcje nie mogą przekraczać 10 000 USD, zwłaszcza jeśli nie wiąże się z tym konieczność podróżowania. To ważny sygnał dla Buffetta.

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?