Po bardzo wysokich obrotach w końcówce ubiegłego roku i niezłym początku bieżącego na naszym rynku zapanował pod tym względem marazm. Nie dość że wartość obrotów obecnie jest mniej więcej o połowę niższa niż wówczas, to jeszcze połowa z tej połowy przypada na zaledwie cztery spółki. Gdyby nie incydentalne zainteresowanie Elektrimem, oscylowałaby na poziomie niewiele wyższym niż 100 mln zł.
Ostatnio toczyła się na łamach PARKIETU dyskusja dotycząca sposobów wspierania rynku kapitałowego i giełdy w Polsce. Wydaje się, że temat ten pojawił się w dobrym momencie. Współgra on, co prawda, harmonijnie ze zbliżającymi się obchodami dziesiątej rocznicy powstania giełdy, ale za to pasuje nie tyle do świątecznego nastroju, ile raczej do tego, co dzieje się na rynku.
Mimo iż wahania nastrojów inwestorów są nieodłączną cechą każdego rynku, to jednak o stopniu rozwoju giełdy świadczy między innymi przede wszystkim właśnie wielkość obrotów, czyli inaczej mówiąc ? płynność walorów. Jest to jedno z podstawowych kryteriów zaangażowania się dużych inwestorów instytucjonalnych na danym rynku. Tym bardziej niemile widziane są znaczne wahania poziomu obrotów. Okresowe spadki ich wartości mogą bowiem okazać się dla tych inwestorów pułapką bez wyjścia. Gdy zaczną to dostrzegać, są gotowi wyprzedawać akcje za wszelką cenę, pogłębiając dekoniunkturę.
Wartość obrotów na naszym rynku nieustannie rośnie, jednak zdarzają się okresy dość głębokich zapaści. Oczywiście, za spadek aktywności inwestorów można winić bessę, która w sporej części pochodzi z importu, a więc jest od nas niezależna. Ale taka jest cena statusu rynku zbliżonego do rozwiniętych. Zresztą i na naszym podwórku nie brakuje przesłanek do spadków. Wszak z gospodarką wyraźnie nie jest najlepiej a spółki giełdowe, choć nie ostrzegają przed mniejszymi zyskami i nie- wykonaniem prognoz, jak ich amerykańskie odpowiedniczki, to jednak w większości przypadków nie mają czym zachwycać. Inwestorzy wyraźnie nie zamierzają dyskontować jeszcze czekającego nas rozkwitu.
Można wręcz powiedzieć, że niskie obroty to w czasie bessy bardzo pozytywny objaw, świadczący o jej bliskim zakończeniu. Tak było w okresie od sierpnia do października 1999 i 2000 r. Być może tak będzie i tym razem. W połowie listopada ubiegłego roku pisałem tekst na podobny temat. Na jednej z sesji pod koniec października 2000 r. obroty na naszym parkiecie wyniosły zaledwie 37,5 mln zł (średnia miesięczna wynosiła 91 mln zł), a więc były zbliżone do tych z lat 1995-96. Już na początku listopada były dziesięciokrotnie wyższe, a średnia miesięczna była wyższa ponadczterokrotnie.