Rozwój polskiego rynku kapitałowego śledzę niemal od początku jego istnienia. Wydawało mi się więc, że sporo już widziałem i niewiele rzeczy jest mnie w stanie zdziwić. Na szczęście podmioty działające na naszej giełdzie dbają, by takim jak ja wrażeń nie brakowało.
Od dłuższego czasu systematycznie rozrywki dostarczają instytucje zajmujące się public relations, inwestor relations oraz różnego rodzaju działaniami lobbingowymi. Teoretycznie, jako dziennikarz, z firmami tego typu zadzierać nie powinienem. Zawsze przecież mogą się obrazić, nie zaprosić na konferencję, nie dostarczyć materiałów (miałem już do czynienia z takim przypadkiem). Ja jednak zaryzykuję.
W ubiegłym roku wielu materiałów do obserwacji dostarczał przetarg na telefonię komórkową trzeciej generacji. Na rynku ścierały się wtedy interesy trzech stron: Ministerstwa Łączności, działających na naszym rynku operatorów telefonii komórkowej oraz pozostałych operatorów, którzy nie działali w segmencie telefonii mobilnej, a chcieli uzyskać koncesję UMTS. Dziennikarze zasypywani byli wtedy różnego rodzaju mniej lub bardziej profesjonalnymi analizami, mówiącymi, że warunki oferowane przez MŁ są bardzo dobre lub bardzo złe dla operatorów. W zależności od potrzeby te same fakty interpretowane były w różny sposób. Nie unikano też, delikatnie mówiąc, nadinterpretacji. Z pomocy zewnętrznej firmy korzystał nawet resort łączności.
Po cóż sięgać jednak do tak dalekiej historii. Obecnie praktycznie cały rynek pasjonuje się wydarzeniami wokół Elektrimu. Spółka znana, płynna, posiadająca znaczących, zagranicznych inwestorów. Duża firma, duże pieniądze i... co z tego. Poziom lobbingu uprawiany przez jedną ze stron konfliktu jest żenujący. Do redakcji systematycznie przychodzą nie podpisane przez nikogo faksy. W jednym z nich znalazłem zdanie, które dla Czytelników stojących z boku całej sprawy może być doskonałym przykładem, na jakim poziomie toczy się walka.
Zdanie to brzmiało następująco: ?Z analizy technicznej wynika, że Elektrim znajduje się na krawędzi bankructwa?. Później następował zajmujący ok. 1 strony wywód, z którego wynikało, że jedyną szansą dla warszawskiego holdingu jest zmiana zarządu i współpraca z Vivendi. W artykułach i komentarzach staram się nie opowiadać za żadną ze stron konfliktu. Tu jednak pozwolę sobie na wyjątek ? przeciwnicy Vivendi nie upadli tak nisko.