Fenomen giełdy

Publikacja: 20.04.2001 18:02

Warszawska giełda istnieje już dziesięć lat. Tyle samo Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. W tym czasie wielokrotnie zmieniały się układy polityczne, prezydenci, premierzy, rządy, ministrowie, wiceministrowie, dyrektorzy departamentów i ich sekretarki, kierowcy, wojewodowie, prezydenci miast i gmin. Nie mówiąc już o prezesach wielu ważnych instytucji i firm. Pod tym względem instytucje rynku kapitałowego to oazy spokoju.

Niewiele jest w naszych warunkach ważnych stanowisk w administracji państwowej, a także w spółkach, w których Skarb Państwa ma cokolwiek do powiedzenia, na których od dziesięciu lat zasiada ta sama osoba. Jeszcze częstsze są zmiany w radach nadzorczych firm państwowych. Niemal każda ekipa dochodząca do władzy dokonuje gruntownej wymiany kadr, ?desygnując? wszędzie, gdzie jest to możliwe, swoich ludzi?.

Oczywiście, nie jest to tylko nasza, polska specyfika. Podobnie jest w innych, najbardziej cywilizowanych i demokratycznych państwach, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, gdzie po wyborach prezydenckich wymiana sięga kilkudziesięciu tysięcy stanowisk. Wszędzie dzieli się więc łupy. Ma to na celu z jednej strony zapewnienie sobie wpływów w kluczowych instytucjach i firmach, w pewnej mierze jest uzasadnione z punktu widzenia skuteczności rządzenia państwem. Z drugiej strony obsada stanowisk to po prostu rozdawanie synekur zasłużonym kolegom.

Trudno jednoznacznie zinterpretować fakt, że główne instytucje naszego rynku kapitałowego nie znalazły się w kręgu kadrowej karuzeli. Z jednej strony to oczywiście bardzo dobrze. Możemy chwalić się przed całym światem, że oto jedna z istotnych instytucji wolnego rynku wolna jest od politycznych wpływów i sporów. Na działalność giełdy nie mają żadnego wpływu jakiekolwiek zawirowania, co jest bardzo dobrze odbierane przez inwestorów zagranicznych. Nie ma mowy o żadnej destabilizacji, o żadnym rozgrywaniu ? jak to się ładnie mówi ? partykularnych interesów.

Z drugiej jednak strony, świadczy to o postrzeganiu naszej giełdy przez elity życia politycznego i gospodarczego. Przez tyle lat nikomu do głowy nie wpadło, by swojego partyjnego kolegę, kuzyna żony lub krajana forsować na stanowisko prezesa lub choćby wiceprezesa giełdy albo na przewodniczącego KPWiG. Dlaczego? Możliwe są tu dwie odpowiedzi. Zdaniem przedstawicieli naszych elit rynek kapitałowy w Polsce, a giełda i Komisja w szczególności, to instytucje tak mało znaczące, że szkoda zaprzątać sobie nimi głowę. Druga wersja ? kluczowe stanowiska w tych instytucjach nie są atrakcyjne nawet dla najbardziej dalekiego kuzyna żony, ?obsadzającemu? zaś nie dają także żadnych korzyści. Cóż mógłby bowiem załatwić prezes giełdy? Nawet na notowania nie ma wpływu.

Co gorsza, prezes giełdy przez dziesięć lat nie był nawet w stanie komukolwiek z przedstawicieli licznych politycznych i gospodarczych elit ?podpaść? na tyle, by ten domagał się jego dymisji, choć samą giełdę wielu traktowało (i pewnie traktuje nadal) jako jaskinię spekulacji i siedlisko zła. Choć nie brakowało w tym czasie także wielu głosów krytycznych ? może to świadczyć również o tym, że władzom giełdy udało się umiejętnie znajdować kompromis między interesami różnych grup uczestników rynku kapitałowego.

Na zagadnienia te patrzeć należy z perspektywy dyskusji o prywatyzacji GPW. Jak się okazuje, pomysł ten ma równie wielu zwolenników, jak i przeciwników. Z jednej strony prywatyzacja giełdy wydaje się jak najbardziej uzasadniona, szczególnie w kontekście prawdopodobnego i pożądanego aliansu w ramach procesu konsolidacji giełd europejskich. Do tego dochodzą argumenty wskazujące na tendencje światowe oraz mówiące o większej efektywności działania podmiotów niepaństwowych.

Jednak z drugiej strony nie sposób nie wyrazić obawy, czy po prywatyzacji giełdy będzie ona lepiej działała i dla kogo lepiej. Powstaje więc pytanie, nie tyle czy prywatyzować, ale jak prywatyzować. W szczególności ? jaki miałby być akcjonariat giełdy i jego struktu nim partner strategiczny ? nie ulega wątpliwości. Pozostaje jednak kwestia pozostałych akcjonariuszy i układu sił. Jak wskazują doświadczenia giełd zachodnich, ich akcjonariusze mogą mieć różne cele, nie zawsze zgodne z celami innych uczestników obrotu. Można więc wyobrazić sobie taką sytuację, w której akcjonariusze-brokerzy będą zainteresowani wprowadzaniem rozwiązań korzystnych dla siebie, z pominięciem interesów np. drobnych inwestorów lub emitentów.

Giełda to jednak nie jest zwykłe przedsiębiorstwo i nie zysk jego akcjonariuszy jest najważniejszy. Świadczy o tym między innymi to, że akcjonariuszem giełdy nie zostaje się raczej w celu uzyskiwania środków z dywidendy, lecz w celu kształtowania rozwiązań dla siebie korzystnych. Rzecz w tym, by nie odbywało się to kosztem innych. Jak uczy doświadczenie wielu firm, nie jest to łatwe.

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?