Coraz więcej pracowników amerykańskich korporacji uhonorowanych opcjami na akcje manifestuje swoje niezadowolenie. Perspektywa zdobycia znacznej fortuny zamieniła się w realną groźbę bankructwa.
Mnożą się smutne opowieści osób korzystających z zapisów rozdziału 13. prawa upadłościowego.
Pracownicy WorldCom Inc. uważają, że zostali wmanewrowani w ryzykowną inwestycję. Oskarżają bank inwestycyjny Salomon Smith Barney, nadzorujący realizację programu opcji w tej firmie, o wywieranie na nich presji. Maklerzy Salomona, firmy zależnej od Citigroup, podobno namawiali ich do wykonania opcji i doradzali zaciągnięcie pożyczek pod zastaw akcji. Spadek kursu walorów WorldCom spowodował, że ponieśli straty, a mimo to swojej części domaga się fiskus.
Wśród poszkodowanych jest Terri Howell, była rzeczniczka prasowa WorldCom, która opuściła firmę trzy lata temu, po fuzji z MCI Communications. Swoją opcję, na której wykonanie miała rok, zrealizowała na początku 1999 r.
Twierdzi ona, że makler Salomona, zatrudniony w biurze w Atlancie, zachęcał ją do zaciągnięcia pożyczki w tym domu maklerskim pod zastaw akcji. Za te pieniądze miała pokryć koszty zakupu papierów i zapłacić podatek dochodowy. Otwarto jej rachunek inwestycyjny, na którym zdeponowano akcje. Zwykle taką usługę proponuje się inwestorom giełdowym, którzy chcą powiększyć swój portfel bez angażowania własnych funduszy. Terri Howell zapewnia też, że pracownik biura zniechęcał ją do dywersyfikacji portfela nawet wówczas, kiedy walory WorldCom zaczęły gwałtownie tracić na wartości.