Gdzie są barbarzyńcy?

Publikacja: 07.05.2001 17:37

Autorzy opracowania pt. ?Barbarians at the Gate?, poświęconego opisowi transakcji przejęcia pod koniec lat 80. potężnego amerykańskiego koncernu Nabisco przez niewielką spółkę, nazwali najeźdźców i uczestniczących w przejęciach firm bankierów inwestycyjnych barbarzyńcami. Ówczesny przewodniczący SEC stwierdził wtedy, że prawdziwi barbarzyńcy nie stoją u bram przedsiębiorstw, lecz znajdują się wewnątrz nich.

W książce Petera Bernsteina i Aswaltha Damodarana ?Zarządzanie inwestycjami? znajduje się interesujący rozdział, dotyczący zarządzania korporacyjnego w USA. Warto polecić go przede wszystkim tym, którzy czują się szczególnie sfrustrowani obserwacją tego, co dzieje się w tej materii na naszym podwórku. Studia w tej dziedzinie rozpoczął także Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Być może ich efektem będzie bestseller na miarę ?Barbarian at the Gates?. Wszak interesującego materiału empirycznego nam nie brakuje.

Z całej złożonej problematyki corporate governance w wydaniu amerykańskim warto zatrzymać się na trzech istotnych obserwacjach. Po pierwsze, interesy menedżerów korporacji stoją często w sprzeczności z interesami akcjonariuszy. W rękach zarządów firm znajduje się zbyt dużo władzy, co odbija się niekorzystnie na interesach właścicieli. Często podobnie zachowują się rady nadzorcze, nie wykonując swych immanentnych funkcji.

Po drugie, wiele szacownych korporacji jest (lub było) zarządzanych bardzo nieefektywnie, chronicznym zjawiskiem było przeinwestowanie i marnotrawstwo wolnych strumieni pieniędzy (Bernstein i Damodaran wymieniają tu ? obok wspomnianego Nabisco ? choćby General Motors, IBM, Kodaka). Po trzecie wreszcie, istnieje rynek kontroli nad przedsiębiorstwami, a rynek kapitałowy i giełda bardzo ułatwiają przejmowanie nieefektywnie zarządzanych firm. Zagrożenie wrogim przejęciem w USA było potężnym bodźcem do restrukturyzacji wielu spółek i poprawy zarządzania.

Co do dwóch pierwszych punktów nie ma wątpliwości, znamy je aż nadto dobrze. Przykłady można by mnożyć. Najnowszym i jednym z najbardziej spektakularnych jest casus Stalexportu. O czym świadczy doprowadzenie tak niegdyś potężnej i zasobnej w środki finansowe firmy na skraj bankructwa? Nie tylko o nieudolności poprzedniego zarządu czy raczej wyjątkowym talencie do trwonienia pieniędzy, ale także o całkowitym braku kontroli nad tym zarządem ze strony rady nadzorczej i właścicieli. W USA akcjonariusze wytaczają procesy radom nadzorczym niezależnie od tego, czy działały celowo i świadomie, czy dały się omamić zarządom. U nas przedstawiciele rad nadzorczych są jeszcze bardziej bezkarni niż członkowie zarządów.

Więcej problemów jest z punktem trzecim. Zagrożenie wrogim przejęciem najczęściej nie jest w naszych warunkach żadnym bodźcem do jakiejkolwiek restrukturyzacji i poprawy efektywności, nie mówiąc już o tym, że większość zarządów nie ma w ogóle świadomości takiego zagrożenia. Najczęściej nie mieści im się w głowie, że ktokolwiek mógłby ich odwołać bądź też w obliczu bardziej zdecydowanych działań ?agresorów? są w stanie walczyć do upadłego, wykorzystując rozmaite wybiegi i kruczki prawne.

Mistrzostwo w kategorii indywidualnej należy tu niewątpliwie ex acquo do prezesów Bogusława Kotta i Grzegorza Wieczerzaka, choć i Władysław Jamroży dzielnie stawał. W kategorii drużynowej cały nasz rynek w międzynarodowej konkurencji również mieści się w czołówce, głównie za sprawą dublujących się zarządów w kilku firmach i szturmowania siedzib spółek (na szczęście bez ofiar w ludziach). O kontrolnej roli rad nadzorczych nad zarządami firm świadczyć zaś może korporacyjne harakiri, popełniane przez niektórych ich członków w obronie prezesów spółek. Takie jest corporate governance w wersji polskiej.

Interesujący jest tu również przypadek Exbudu. Prezes Zaraska przez wiele lat czuł się namaszczony balsamem nieśmiertelności i choć zdawał sobie sprawę z konieczności restrukturyzacji swego imperium, wahał się tak długo, aż pojawił się ppędził mu takiego strachu że ? chcąc ocalić skórę ? musiał wpaść w ramiona Skanskiej. Jak się okazało ? za całkiem przyzwoite ?odstępne?. Restrukturyzacja? Interes akcjonariuszy? Panowie, o czym mowa...

Niewątpliwie rynek kontroli nad firmami mamy dość rozwinięty. Wszak 50 wezwań do sprzedaży akcji w samym tylko 1998 r. to całkiem niezły wynik. Szkoda tylko, że w większości były to przejęcia ?branżowe?, a działalność takich partnerów strategicznych najczęściej nie jest korzystna dla pozostałych akcjonariuszy. Kilku rodzimych rajderów (poza wspomnianym M. Sołowowem może jeszcze Roman Karkosik, Hubert Gierowski, Zdzisław Sawicki, Włodzimierz Ożóg, Edmund Mzyk) wiosny nie czyni.

Dodając wreszcie całkiem świeże przykłady ? z jednej strony Optimusa, z drugiej zaś ? Elektrimu, trzeba stwierdzić, że barbarzyńcy również u nas są po obu stronach bramy.

Roman Przasnyski

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?