Inwestowanie na giełdzie to nie tylko matematyka i analiza techniczna. Przede wszystkim to psychologia. Co z tego, że ktoś jest mistrzem prognoz, jeśli nie jest w stanie postawić na swoje typy konkretnych pieniędzy. Co z tego, że jeśli je już postawił, nie jest w stanie utrzymać pozycji do czasu osiągnięcia przez kurs założonego poziomu.
W inwestowaniu ogromną rolę odgrywają emocje. Na ogół większość inwestorów nie w pełni zdaje sobie z tego sprawę. Koncentrując się na rachunkowych i technicznych kwestiach lokowania swoich pieniędzy na rynku kapitałowym zapominają, że wszelkie decyzje, jakie podejmują, są uwarunkowane cechami osobowości i stanem psychicznym, w jakim się w danym momencie znajdują. W efekcie to właśnie te czynniki indywidualne powodują, że decyzje inwestorów są często obarczone błędami. Prawdopodobnie na tym właśnie polega cały urok giełdy i jej nie poddawanie się jakimkolwiek schematom.
Także podejmowane decyzje, czyli zajmowane na rynku pozycje, są źródłem napięć psychicznych i emocji. Są one tak silne, że mogą powodować zakłócenia nie tylko w ocenie sytuacji na giełdzie, ale także w postrzeganiu rzeczywistości, w efekcie prowadząc do błędnych posunięć.
W momentach najbardziej emocjonujących, a więc wówczas, gdy akcje tracą na wartości, gdy nie wiadomo, co się na rynku stanie, a także wtedy, kiedy kursy walorów rosną ? czyli niemal zawsze ? nerwy graczy wystawiane są na próbę.
Oczywiście, wówczas rady mówiące o tym, że należy głęboko i regularnie oddychać, mogą spowodować dość gwałtowną reakcję. To jednak wcale nie jest żart. Wystarczy poczytać współczesnych guru inwestowania ? Van Tharpa czy Le Beau. Do rangi anegdoty może pretendować dialog prowadzony między dwoma znajomymi, z których pierwszy skarżył się, że nie może spać z powodu zajmowanej na rynku pozycji. Rada przyjaciela była nad wyraz prosta i logiczna. Brzmiała następująco: ?sprzedawaj, dopóki nie uśniesz?.