Oprócz gratulacji, należałoby nowemu zarządowi Izby Domów Maklerskich złożyć wyrazy głębokiego współczucia. I trzymać za nich kciuki.
Nowy zarząd Izby Domów Maklerskich musi być agresywny, dynamiczny i skutecznie walić pięścią w stół. W przeciwnym razie wiszące nad branżą ciemne chmury będą gęstnieć coraz szybciej.
W związku z czym, oprócz gratulacji, należałoby nowemu zarządowi złożyć wyrazy głębokiego współczucia. I trzymać kciuki za to, by powiodła się obrona branży maklerskiej i zatrzymanie procesu pustynnienia rynku indywidualnych inwestorów w Polsce.
Zmiany kadrowe nie załatwiają automatycznie żadnych problemów. Choć pewnie zmniejszą ? ale tylko na moment! ? stres tych spoza branży, którzy wydawali się niemal alergicznie reagować na przypominanie o jej interesach przez Krzysztofa Wantołę, dotychczasowego (zresztą odwiecznego) szefa IDM. Trzeba mieć nadzieję, że nowy ? bardzo dobrze prezentujący się ? zarząd IDM będzie jednak powodem wielkiego stresu dla tych, którzy rynek kapitałowy w sposób otwarty lekceważą.
Co trzeba załatwić? Wiele różnych spraw, ale wydaje się, że jednym z głównych problemów jest teraz powstrzymanie spadku zainteresowania giełdą wśród inwestorów indywidualnych i bronienie interesu domów maklerskich przed ? pewnie skądinąd chwalebnym ? bankowym uniwersalizmem. Niedawno na giełdzie padła deklaracja, iż oczekiwanie zwiększenia aktywności banków w pośrednictwie giełdowym (czyli rozpoczęcie obsługi klientów-inwestorów w okienkach bankowych) da się pogodzić z istnieniem domów maklerskich. Jednak ludzie w branży są i mają prawo być co najmniej zaniepokojeni. Przypominają, że cała struktura rynku maklerskiego wynikała z ustaleń prawnych. Że wymagano licencji i ograniczono w sposób bardzo rygorystyczny zakres działalności domów maklerskich (mowa o słynnym zamkniętym katalogu czynności). Że rozluźnienie zasad przymusu maklerskiego mogłoby sprawić, iż rynek maklerski okazałby się nagle ? mówiąc delikatnie ? niezbyt potrzebny. Bo banki przejęłyby obsługę klientów. I jeśli nawet ta operacja zwiększyłaby obroty na giełdzie, to przecież ta sama giełda nie byłaby chyba najbardziej szczęśliwa, jeśli doszłoby faktycznie do koncentracji obrotu papierami dłużnymi poza nią (nad czym ? jak chyba doskonale wiedzą ludzie z branży ? już się pracuje).