W obecnym cyklu mamy już za sobą dwie próby wyrwania się w górę przez WIG20. A więc do ilu razy szuka? Oby nie do sześciu. Niemal każde dziecko wie, że między niebem a piekłem znajduje się czyściec. Wiadomo również, że czyściec nie jest wygodną poczekalnią, w której przebywa się do momentu rozstrzygnięcia o dalszych losach duszy. Najbardziej kojarzyć się może z poczekalnią u dentysty. Nawet jeśli jeszcze nie czuć bólu, to już samo czekanie jest torturą.
Oczywiście, nie trzeba tłumaczyć, że dla inwestorów giełdowych, szczególnie tych operujących w krótszym horyzoncie czasowym, czyśćcem jest trend boczny. Gdzie jest niebo, a gdzie piekło ? każdy wie. Rzecz jasna, tak jak w życiu, tak i w inwestowaniu bywają różne upodobania. Dla jednych niebo jest szczytem marzeń, dla innych tylko nudną perspektywą odpychającą nieskazitelną bielą szat i nieustającym monotonnym zawodzeniem anielskich chórów.
Dla wielu piekło wydaje się bardzo kuszącą alternatywą. Strach przed mękami jest o wiele mniejszy niż przed jednostajnością nieba. Nie brakuje sowizdrzałów, którzy są przekonani o własnej sile i sprycie, mających nadzieję, że w piekle zrobią karierę i będą wieść ciekawe i pełne wrażeń życie. W dodatku wierzą, że w razie czego będą w stanie się z tego piekła wydostać i przynajmniej na pewien czas wyskoczyć na dłuższą przepustkę do nieba. Przeszkodą dla tej miłej perspektywy jest właśnie czyściec.
Czyściec jest najgorszy. O ile jednak w kategoriach religijnych jest on pojęciem dość abstrakcyjnym i trudnym do umiejscowienia, to na naszym rynku kapitałowym jego adres jest w miarę precyzyjny ? w przypadku WIG20 nosi numer 1300 łamane przez 1500. Od stycznia 1994 r., czyli od początku obliczania tego indeksu, w zaklętym przedziale 1300-1500 punktów znajdował się on sześciokrotnie. Poza jednym wyjątkiem gościł w nim dość długo. Wystarczająco, by nieźle umęczyć wielu inwestorów i wytrząsnąć z ich portfeli sporo pieniędzy.
Po raz pierwszy WIG20 ugrzązł w kleszczach wspomnianego przedziału aż na siedem miesięcy (od maja 1996 r. do początku stycznia 1997 r.). Można jednak zrozumieć, że był to ciąg dalszy kary za harce z lat 1993-94. Kara ta była tym bardziej dotkliwa, że nie było wówczas możliwości zarabiania na zniżkach. Nieszczęśnikom, którzy uparli się, by działać na giełdzie, pozostawało więc tylko skubanie po kilka procent z poszczególnych ruchów. Tylko nieliczni ? najbardziej doświadczeni ? byli w stanie wyjść na plus. Trudno bowiem osiągnąć sensowny zysk, gdy indeks zmienia się w tak długim czasie o 200 punktów, czyli licząc od 1300 punktów w górę o 15%, w przeciwnym kierunku zaś o 13%, i to z licznymi mylącymi ?nawrotkami?. Chyba że jest się wybitnym łapaczem dołków i szczytów. Jak uczy doświadczenie, takich geniuszy jest jednak niewielu. Są niczym yeti ? nikt ich nie widział, ale wielu o nich słyszało (najczęściej we wspomnieniach giełdowych gawędziarzy, którzy jednak tych dołków i szczytów nie byli w stanie zamienić na jachty i limuzyny). Większość traciła ? mimo ciągłej szarpaniny. Jak to w czyśćcu.