Między niebem a piekłem

Publikacja: 04.06.2001 18:24

W obecnym cyklu mamy już za sobą dwie próby wyrwania się w górę przez WIG20. A więc do ilu razy szuka? Oby nie do sześciu. Niemal każde dziecko wie, że między niebem a piekłem znajduje się czyściec. Wiadomo również, że czyściec nie jest wygodną poczekalnią, w której przebywa się do momentu rozstrzygnięcia o dalszych losach duszy. Najbardziej kojarzyć się może z poczekalnią u dentysty. Nawet jeśli jeszcze nie czuć bólu, to już samo czekanie jest torturą.

Oczywiście, nie trzeba tłumaczyć, że dla inwestorów giełdowych, szczególnie tych operujących w krótszym horyzoncie czasowym, czyśćcem jest trend boczny. Gdzie jest niebo, a gdzie piekło ? każdy wie. Rzecz jasna, tak jak w życiu, tak i w inwestowaniu bywają różne upodobania. Dla jednych niebo jest szczytem marzeń, dla innych tylko nudną perspektywą odpychającą nieskazitelną bielą szat i nieustającym monotonnym zawodzeniem anielskich chórów.

Dla wielu piekło wydaje się bardzo kuszącą alternatywą. Strach przed mękami jest o wiele mniejszy niż przed jednostajnością nieba. Nie brakuje sowizdrzałów, którzy są przekonani o własnej sile i sprycie, mających nadzieję, że w piekle zrobią karierę i będą wieść ciekawe i pełne wrażeń życie. W dodatku wierzą, że w razie czego będą w stanie się z tego piekła wydostać i przynajmniej na pewien czas wyskoczyć na dłuższą przepustkę do nieba. Przeszkodą dla tej miłej perspektywy jest właśnie czyściec.

Czyściec jest najgorszy. O ile jednak w kategoriach religijnych jest on pojęciem dość abstrakcyjnym i trudnym do umiejscowienia, to na naszym rynku kapitałowym jego adres jest w miarę precyzyjny ? w przypadku WIG20 nosi numer 1300 łamane przez 1500. Od stycznia 1994 r., czyli od początku obliczania tego indeksu, w zaklętym przedziale 1300-1500 punktów znajdował się on sześciokrotnie. Poza jednym wyjątkiem gościł w nim dość długo. Wystarczająco, by nieźle umęczyć wielu inwestorów i wytrząsnąć z ich portfeli sporo pieniędzy.

Po raz pierwszy WIG20 ugrzązł w kleszczach wspomnianego przedziału aż na siedem miesięcy (od maja 1996 r. do początku stycznia 1997 r.). Można jednak zrozumieć, że był to ciąg dalszy kary za harce z lat 1993-94. Kara ta była tym bardziej dotkliwa, że nie było wówczas możliwości zarabiania na zniżkach. Nieszczęśnikom, którzy uparli się, by działać na giełdzie, pozostawało więc tylko skubanie po kilka procent z poszczególnych ruchów. Tylko nieliczni ? najbardziej doświadczeni ? byli w stanie wyjść na plus. Trudno bowiem osiągnąć sensowny zysk, gdy indeks zmienia się w tak długim czasie o 200 punktów, czyli licząc od 1300 punktów w górę o 15%, w przeciwnym kierunku zaś o 13%, i to z licznymi mylącymi ?nawrotkami?. Chyba że jest się wybitnym łapaczem dołków i szczytów. Jak uczy doświadczenie, takich geniuszy jest jednak niewielu. Są niczym yeti ? nikt ich nie widział, ale wielu o nich słyszało (najczęściej we wspomnieniach giełdowych gawędziarzy, którzy jednak tych dołków i szczytów nie byli w stanie zamienić na jachty i limuzyny). Większość traciła ? mimo ciągłej szarpaniny. Jak to w czyśćcu.

To był na szczęście jedyny tak długi okres ?beztrendzia?. Pozostałe trwały od dwóch do trzech miesięcy. W jednym tylko przypadku indeks przemknął w ciągu dwóch tygodni, czyli lotem błyskawicy, nasz magiczny obszar, po czym zatrzymał się na poziomie około 970 punktów, czyli 25% poniżej jego dolnego ograniczenia. Jednak aż czterokrotnie WIG20 wybijał się z tego obszaru w górę. W dwóch przypadkach zasięg ruchu wynosił 26-28% (licząc od górnego ograniczenia przedziału, czyli od 1500 punktów), raz zdołał się wznieść o około 14% i raz poszybował wzwyż aż o 65%.

Oczywiście, na podstawie tej prostej statystyki trudno prognozować, jak potoczy się sytuacja tym razem. W każdym razie obecna faza konsolidacji trwa już trzy miesiące, a więc powinno zbliżać się jej zakończenie. Na razie indeks znajduje się bliżej górnej granicy przedziału, choć o niczym to nie świadczy, bo równie szybko może znaleźć się po przeciwnej stronie. któw wymagało trzech prób. Raz indeks potrzebował aż sześciu podejść, zapoczątkowanie hossy jesienią 1999 r.zaś odbyło się jednym zdecydowanym ruchem. W obecnym cyklu mamy już za sobą dwie próby wyrwania się w górę przez WIG20. A więc do ilu razy szuka? Oby nie do sześciu.

Przy okazji warto zauważyć, że nasz rynek jest dość zdecydowany, jeśli chodzi o występowanie na nim trendów. WIG20 w obszarze 1300-1500 punktów przebywał łącznie 18 miesięcy, czyli 20% czasu. Oczywiście, nie jest to jedyny przedział, w którym mieliśmy do czynienia z dłuższym trendem bocznym ? w ubiegłym roku indeks przez pięć miesięcy utrzymywał się w wąskim przedziale 1900?2100 punktów, zaś od kwietnia 1995 r. do stycznia 1996 r., czyli przez dziesięć miesięcy, uwięziony był między 720 a 920 punktów (znów magiczne 200 punktów różnicy).

W sumie wyraźne trendy boczne stanowiły 37% całego czasu notowań WIG20, tak więc może cierpienia czyśćcowe nie bywają (z małymi wyjątkami) przesadnie długie, ale stanowią istotny element rynku, na pewno dość dokuczliwy. Wszyscy czekają ? jedni na niebo, inni na piekło.

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?