Samotny lot bombowcem

Publikacja: 11.06.2001 18:23

Trend nie zawsze jest naszym przyjacielem. Pan Rynek nie słucha naszych zaklęć. Od tego, w jaki sposób radzimy sobie z naszymi fobiami i na ile staramy się realizować czasem z pozoru abstrakcyjne marzenia, zależy bardzo dużo. Czasem wszystko.

Z jednej strony lęk i niepewność, czasami przechodzące w fazę paniki. Z drugiej ? zdarzająca się od czasu do czasu euforia, podsycana zarówno stadnym huraoptymizmem, jak i własnymi marzeniami. Kto z nas tego nie zna? No, może nie wszyscy się do tego przyznają. Bo image twardego, wyrachowanego gracza jest zdecydowanie bardziej sexy od prawdziwego oblicza większości inwestorów. I dlatego chętnych do przyznawania się do prawdziwych emocji jest raczej niewielu.

A powodów do stresu inwestorom nie brakuje. Technicy, z Tomkiem Jóźwikiem na czele, przestrzegają przed kolejną ostrą zwałką. I pukają się znacząco w czoło słysząc krzepiące tezy o tym, jak to bessa stwarza ponoć okazję do zakupów. Będąc wyznawcą empirycznie wyprowadzonej tezy o niepoznawalności i nieprzewidywalności przyszłości, skłaniam się jednak czasem do mistycznego traktowania rynku. I nie przeraża mnie wizja totalnego rozstrzelania rynku na poziomie tysiąca punktów dla WIG20. Oczywiście, fajnie mi mówić, bo nie posiadam ani jednej złamanej akcji (choć od jakiegoś tygodnia dręczy mnie myśl, że może by tak w coś wejść ...).

Myślę jednak, że lepszy ruch niż bezruch. Byłoby oczywiście kiepsko, gdyby ? zgodnie z tezami mojego ulubionego zespołu analitycznego ? ewentualny dalszy spadek wymiótł z rynku resztki dzielnych mniejszych inwestorów indywidualnych. Z drugiej strony jednak, taki post inwestycyjny może wyzwolić mocne odreagowanie ? w przypadku gdy rynek zacznie rosnąć, napędzany spadkiem stóp (który musi przecież kiedyś nastąpić) i napływem kapitału instytucjonalnego (w tym choćby ?emerytów?). Obserwacja rosnących indeksów skusi tych, którzy panicznie uciekali, do równie gorączkowych zakupów. Pojawi się przestrzeń do hossy. Hossy relatywnej, bo po takiej ewentualnej masakrze słowo to zabrzmi cokolwiek dziwacznie. Ale pojęcia hossy-bessy są przecież zawsze relatywne.

Tymczasem jednak problemem coraz poważniejszym jest sposób radzenia sobie ze stresem. Flauta prześladuje całą naszą społeczność. Giełda traci na zmniejszeniu opłat i obrotów. Biura maklerskie dokładają do prowadzonego przez siebie biznesu. Inwestorzy klną i krwawią, co dotyczy zwłaszcza amatorów lewaru. I w takim momencie warto ciepło pomyśleć o sympatycznym Walterze Mitty.

Bo każdy z nas jest Walterem Mitty. Wymyślonym w latach 30. przez Jamesa Thurbera, którego wątek pojawia się w kolejnej książce Roberta G. Hagstroma (w Polsce wydanej właśnie przez Wydawnictwa Naukowo-Techniczne pod tytułem ?Portfel Warrena Buffetta?). Kim więc jest nasz Walter? Dość fajnym facetem z raczej mało sympatyczną żoną. Onieśmielony i zahukany ucieka w świat marzeń. Raz po raz umiera ze strachu, iż pewnie zapomniał o jakimś najnowszym nakazie swojej ?ukochanej?, by natychmiast uciec w świat fantazji. W świat groźnego i władczego Waltera, nieustraszonego pilota bombowca, wykonującego samotne misje. Bohatera wychodzącego cało z każdej opresji. Nieugiętego i zwycięskiego.

Psycholog D.G. Pruitt (wspomniany w cytowanej książce) twierdzi, że inwestorzy ulegają emocjom całkowicie panującym nad naszym biednym Walterem ? wzrost kursów akcji czyni z nich ludzi odważnych i pazernych, spadek zaś ? panikarzy i tchórzy. Co nie znaczy, że zaleca postawy odwrotne. Gra przeciw trendowi ? choć czasem szalenie ekscytująca ? może skończyć się raczej marnie ? beznadziejnym uśrednianiem w dół ceny zakupu rosnącego pakietu papierów przy jego stale malejącej wartości (autor tej publikacji kilka razy wpadał na taki radosny pomysł, a kiedyś się nawet tak ?nauśredniał? przy ogromnym lewarze na jednym z banków, że do dziś na samo wspomnienie czuje potworny ból głowy...).

Trend nie zawsze jest naszym przyjacielem. Pan Rynek nie słucha naszych zaklęć. Od tego, w jaki sposób r ile staramy się realizować czasem z pozoru abstrakcyjne marzenia, zależy bardzo dużo. Czasem wszystko. Jeśli więc stres nie pozwala Wam normalnie spać, być może właśnie warto korzystać z patentu Waltera Mitty. Pod warunkiem, że sama teza jest równie szalona, jak pociągająca. Samotne loty bombowcem są takimi na pewno, ale i na giełdzie można by nieźle pohasać. Pomyślmy więc... A może by tak:... ogłosić wezwanie na tepsę i podroczyć się z Francuzami..., ...przejąć PKN ..., a potem sprzedać go branżowemu za trzy razy więcej..., ... zbudować gigantyczną długą pozycję na fiuczersach tuż przed ostrą jazdą w górę ..., ... kupować na dole, sprzedawać na samym szczycie ..., ... panować, zarabiać, zarabiać, zarabiać....

Kuracja Waltera Mitty ma tę zaletę, że można sobie zaserwować ją samodzielnie, bez niczyjej recepty i za darmo. W dowolnym czasie i miejscu. Byle tylko nie przesadzić z proporcjami. Bo zderzenie rzeczywistości ? własnego bezładnie skomponowanego portfela, uciekających dołków i górek, przestrzelonych limitów, złośliwego wig-u, wrednego PARKIETU, niezapłaconych długów ze wspaniałym acz wirtualnym światem brawurowego giełdowego rajdera może okazać się nieznośne. I efekt leczniczy kuracji Waltera diabli wezmą.

PS Obiecałem sobie ostatnio, że wspomniana w tekście kolejna książka o Buffecie jest ostatnią pozycją o tym guru, którą przeczytam. Kiedyś opowieści o kilkudziesięcioletnich inwestycjach, inwestowaniu w wartość itd. robiły na mnie demolujące wrażenie. Ale ponieważ facetowi w wieku prawie 31 lat wypada szanować własny czas, uznaję, że pora podziękować za mądre rady i 50-letnie portfele fanatykom także mojego guru. Życie jest za krótkie, by zdążyć się nacieszyć efektami takiej strategii.

[email protected]

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?