Trend nie zawsze jest naszym przyjacielem. Pan Rynek nie słucha naszych zaklęć. Od tego, w jaki sposób radzimy sobie z naszymi fobiami i na ile staramy się realizować czasem z pozoru abstrakcyjne marzenia, zależy bardzo dużo. Czasem wszystko.
Z jednej strony lęk i niepewność, czasami przechodzące w fazę paniki. Z drugiej ? zdarzająca się od czasu do czasu euforia, podsycana zarówno stadnym huraoptymizmem, jak i własnymi marzeniami. Kto z nas tego nie zna? No, może nie wszyscy się do tego przyznają. Bo image twardego, wyrachowanego gracza jest zdecydowanie bardziej sexy od prawdziwego oblicza większości inwestorów. I dlatego chętnych do przyznawania się do prawdziwych emocji jest raczej niewielu.
A powodów do stresu inwestorom nie brakuje. Technicy, z Tomkiem Jóźwikiem na czele, przestrzegają przed kolejną ostrą zwałką. I pukają się znacząco w czoło słysząc krzepiące tezy o tym, jak to bessa stwarza ponoć okazję do zakupów. Będąc wyznawcą empirycznie wyprowadzonej tezy o niepoznawalności i nieprzewidywalności przyszłości, skłaniam się jednak czasem do mistycznego traktowania rynku. I nie przeraża mnie wizja totalnego rozstrzelania rynku na poziomie tysiąca punktów dla WIG20. Oczywiście, fajnie mi mówić, bo nie posiadam ani jednej złamanej akcji (choć od jakiegoś tygodnia dręczy mnie myśl, że może by tak w coś wejść ...).
Myślę jednak, że lepszy ruch niż bezruch. Byłoby oczywiście kiepsko, gdyby ? zgodnie z tezami mojego ulubionego zespołu analitycznego ? ewentualny dalszy spadek wymiótł z rynku resztki dzielnych mniejszych inwestorów indywidualnych. Z drugiej strony jednak, taki post inwestycyjny może wyzwolić mocne odreagowanie ? w przypadku gdy rynek zacznie rosnąć, napędzany spadkiem stóp (który musi przecież kiedyś nastąpić) i napływem kapitału instytucjonalnego (w tym choćby ?emerytów?). Obserwacja rosnących indeksów skusi tych, którzy panicznie uciekali, do równie gorączkowych zakupów. Pojawi się przestrzeń do hossy. Hossy relatywnej, bo po takiej ewentualnej masakrze słowo to zabrzmi cokolwiek dziwacznie. Ale pojęcia hossy-bessy są przecież zawsze relatywne.
Tymczasem jednak problemem coraz poważniejszym jest sposób radzenia sobie ze stresem. Flauta prześladuje całą naszą społeczność. Giełda traci na zmniejszeniu opłat i obrotów. Biura maklerskie dokładają do prowadzonego przez siebie biznesu. Inwestorzy klną i krwawią, co dotyczy zwłaszcza amatorów lewaru. I w takim momencie warto ciepło pomyśleć o sympatycznym Walterze Mitty.