O prywatyzacji warszawskiej giełdy i konieczności szybkiego wejścia do jednego z tworzących się europejskich sojuszy strategicznych mówi się coraz częściej. Przy tej okazji rozważa się przewagi i słabości naszego rynku. Jedni koncentrują się na słabościach, inni ? na przewagach. Choć więc obraz jest niejednoznaczny, to o zachwycie z pewnością nie ma mowy.
O sile przetargowej giełdy decyduje kilka podstawowych parametrów. Należą do nich m.in. wielkość obrotów, kapitalizacja, liczba notowanych firm. Który z nich ma charakter pierwotny? Oczywiście, liczba firm. Jeśli jest ich mało, to w żaden sposób nie da się wygenerować wysokich obrotów i znaczącej kapitalizacji.
Czy liczba notowanych na GPW spółek jest mała czy duża? Zależy, z której strony patrzeć. Z jednej bowiem pod tym względem pokonaliśmy niemal wszystkie giełdy w naszym regionie, z Wiedniem włącznie. Jesteśmy lepsi nawet od Lizbony, a do Brukseli brakuje nam ?zaledwie? 40 firm. Niestety, dystans, jaki dzieli nas od Paryża i Frankfurtu wynosi prawie cztery długości.
Znacznie gorzej prezentujemy się pod względem kapitalizacji. Stanowi ona połowę wartości rynkowej firm notowanych w Lizbonie i tylko 1/3 w porównaniu z Atenami, gdzie notowanych jest nieco ponad 300 spółek. Obroty w Atenach są 5-krotnie wyższe niż u nas, w Madrycie aż 30-krotnie.
Gdybyśmy chcieli zbliżyć się do giełdy greckiej pod względem liczby emitentów, musielibyśmy w najbliższym czasie wzbogacić nasz rynek o ok. 80 firm, a więc zwiększyć liczbę notowanych spółek o ponad 1/3. Do tej pory rekordowy z punktu widzenia liczby giełdowych debiutów był 1997 rok. Przybyły wówczas na parkiecie 62 nowe podmioty, w tym 15 NFI.